Obserwuj nas

Felietony

U włodarzy Lecha wciąż ani krzty logiki

Choć piłkarzom Lecha udało się ostatecznie wślizgnąć do górnej ósemki, to sezon w ich wykonaniu i tak należy uznać za nieprawdopodobnie żenujący i rozczarowujący. W błędzie był jednak ten, który myślał, że runda finałowa zostanie wykorzystana przez poznaniaków do spokojnego budowania drużyny na przyszły sezon. Nic takiego nie ma niestety miejsca, a włodarze i sztab szkoleniowy Lecha postanowili zaserwować nam spektakl kompletnie absurdalnych działań.

Miłosierny poznaniak

Przed początkiem rundy finałowej Lech postanowił uspokoić nastroje swoich kibiców i oficjalnie ogłosił rozstanie z dziesięcioma piłkarzami pierwszej drużyny. Zakulisowo mogliśmy również usłyszeć, że w ich miejsce poznańscy działacze nie planują ściągnąć zbyt wielu nowych zawodników, ponieważ zamierzają mocno postawić na promocję swoich wychowanków. Można było oczekiwać, że siedem meczów rundy mistrzowskiej stanowić więc będzie idealne przetarcie dla młodych zawodników, mających ponoć stanowić przyszłość Lecha.

Oczekiwania nijak mają się jednak do rzeczywistości, bo w dotychczasowych meczach mogliśmy zobaczyć tylko jedną nową twarz – osiemnastoletniego Mateusza Skrzypczaka, któremu dane było rozegrać… minutę. Poza nim szansę otrzymał tylko Filip Marchwiński, którego widzieliśmy już w rundzie jesiennej. Pozostali młodzieżowcy, tacy jak Gumny, Jóźwiak czy Klupś, wielokrotnie występowali w trakcie sezonu zasadniczego, więc ich obecność w pierwszym składzie nie może stanowić żadnej nobilitacji.

Szansę na wypromowanie się dostali za to ci zawodnicy, których w przyszłym sezonie w Poznaniu nie uświadczymy. Najlepiej oddają to statystyki, bo w każdym meczu rundy mistrzowskiej występuje średnio czterech odpalonych piłkarzy. Mało tego, liczba tych niechcianych zawodników z meczu na mecz rośnie! W inaugurującym rundę finałową spotkaniu z Jagiellonią wystąpiło ich trzech, w kolejnym z Legią – już czterech, a w ostatnim meczu z Pogonią aż pięciu! Liczby te wyglądają jeszcze gorzej, jeśli pod uwagę weźmiemy spekulacje medialne, według których z Lecha może odejść nie dziesięć, a aż szesnastu zawodników. Spośród nich jedynie Gumny i Gytkjear nie stanowili w tym sezonie słabych ogniw.

Skoro już o kontuzjowanym Duńczyku była mowa, to m.in. w jego zastępstwie do Ekstraklasy zgłoszony został niejaki Krzysztof Kołodziej. Chłopak jest wychowankiem Lecha i w tym sezonie strzelił 11 bramek dla rezerw poznańskiego klubu, lecz, delikatnie mówiąc, o przyszłości Lecha raczej nie będzie stanowić. Dlaczego? Ma on 26 lat (!), a w jego dotychczasowej karierze szczytem były rozgrywki III-ligowe (zdarzyło mu się nawet zniżyć do klasy okręgowej). Widać jak na dłoni, że doświadczenia z równie „młodymi i zdolnymi” zawodnikami jak Wasielewski czy Orłowski niczego poznańskich działaczy nie nauczyły…

Niedoświadczonych trenerów nigdy nam dość!

…podobnie zresztą jak nieudany eksperyment z zatrudnieniem Ivana Djurdjevicia na stanowisku trenera. O ile eksperyment z Serbem był naprawdę sensowny i przemyślany (w końcu przygotowywał się on do tej roli przez wiele lat), o tyle tego samego nie można powiedzieć o zatrudnieniu jako pierwszego szkoleniowca Dariusza Żurawia, które jest więcej niż prawdopodobne – biorąc pod uwagę choćby brak jakichkolwiek spekulacji medialnych na temat poszukiwań nowego trenera, jak również to, że 46-latek opiniuje możliwe transfery Lecha.

Śmiało można powiedzieć, że Żuraw jako trener tymczasowy nie robi nad wyraz dobrego wrażenia. W dodatku ma on dość nikłe doświadczenie w swoim fachu. Nie wydaje się więc, by za dobry pomysł można było uznać powierzanie mu budowy nowego, wielkiego Lecha.

Puchary? Z czym do ludzi?

O ile absurdalne jest dalsze ogrywanie odpalonych zawodników, brak poważnych szans dla młodzieży czy dalsza chęć do trenerskich eksperymentów, o tyle to wszystko blednie przy rzekomej „dalszej walce o europejskie puchary”. Jasne, Lechowi brakuje do nich zaledwie trzech punktów i niewykluczone, że psim swędem udało by się do nich wślizgnąć. Pytanie tylko, po co? Czy Lechowi naprawdę potrzebne jest kompletne zaburzenie letnich przygotowań? Czy nie lepiej byłoby skupić się na kompletnej przebudowie swojego klubu, niż na wystawieniu do europejskiej batalii kompletnie rozsypanej drużyny, która skompromituje się z jakimś mistrzem Estonii?

Jeśli poznańscy działacze nie zaczną w końcu podejmować racjonalnych działań, to zarządzany przez nich klub szybko może podążyć drogą Wisły Kraków, która z elitarnego zespołu stała się ekstraklasowym średniakiem. Przyszły sezon stanowi więc dla Lecha już naprawdę ostatnią szansę na wyjście z marazmu. Trzymam kciuki, by się im udało.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony