Chyba każdy słyszał huk głazu, który spadł z każdego Wiślackiego serca w piątek wieczorem. To był ten dzień, kiedy Wisła w końcu się przełamała i rozegrała naprawdę solidne zawody. Było wszystko czego brakowało w poprzednich spotkaniach. Na zwycięstwo w lidze „Biała Gwiazda” czekała od 31 sierpnia, a więc ponad trzy miesiące. Nawet w skali Ekstraklasy jest to zjawisko praktycznie niespotykane.
Solidna obrona
1260 minut – tyle obrona Wisły musiała czekać, żeby w końcu zachować czyste konto. To aż czternaście spotkań. Jednak dzisiaj należy pochwalić cały blok obronny. Dobrze ustawienie i decyzje obrońców, to coś, co było kluczem do tego, że Pogoń nie miała za wiele okazji w ostatnim meczu. Owszem można się doszukiwać dziury w całym i mówić, że w jednej czy dwóch sytuacjach zawodnicy ze Szczecina mogli wyrównać, ale i tak należy docenić to, jak zagrała Wisła z tyłu. Bardzo mnie cieszy, że odnalazł się w końcu Maciej Sadlok. W piątek biegał jak szalony, nie pozwalał na za dużo swoim rywalom, a do tego często pomagał Michałowi Makowi w ataku. Jeszcze nie ma efektów tej współpracy (gole i asysty), ale i to przyjdzie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Gol stopera to coś nowego
Ostatni gol, który został strzelony przez stopera Wisły Kraków padł… 29 października 2018 roku. Strzelił go Zoran Arsenić. Zoran grał jeszcze wtedy na prawej obronie, więc, żeby odnaleźć bramkę zdobytą przez „krystalicznego” stopera musimy się cofnąć do dnia… 18 marca 2018 roku. Wtedy do siatki trafił Fran Velez. Zgodzimy się chyba wszyscy, że czekanie na bramkę stopera ponad półtora roku, to trochę kryminał. Nasza Ekstraklasa jest bardzo prostą ligą. Trzeba w niej postawić na stałe fragmenty gry i zbieranie wszystkich piłek. Im więcej kombinujesz, w tym większe kłopoty wpadniesz po jakimś czasie. To jest akurat pewne. Cieszę się, że Artur Skowronek postawił właśnie na stałe fragmenty gry. To jest najprostsza droga do cieszenia się z gola. Owszem, dużo bardziej efektowniej wygląda klepanie piłki i rozgrywanie jej przez wszystkich zawodników i wymiana 30 podań. Tylko, że trzeba mieć do tego odpowiednich graczy. To zgubiło trenera Stolarczyka, który za wszelką cenę chciał prowadzić grę i w końcu każdy wiedział, jak ma się bronić przeciwko jego drużynie.
Oddaj piłkę rywalowi, niech on się martwi co z nią zrobić
W ostatnim spotkaniu posiadanie piłki zdecydowanie było na korzyść „Portowców” – 60%. Szczerze? Nie zauważyłem, żeby to dało gościom jakieś korzyści. Oczywiście możemy się tutaj kłócić, że mając piłkę rywal nic nam nie może zrobić, że wtedy kontrolujemy mecz. No właśnie, tylko jak ten mecz kontrolujemy? Za czasów Macieja Stolarczyka wyglądało to wszystko tak, że praktycznie w każdym spotkaniu Wisła miała wyższe posiadanie piłki. Nawet w tym przegranym przy Łazienkowskiej 0:7 zespół z Krakowa miał 52% czasu przy piłce. I niestety w obecnym sezonie nic z tego nie wynikało. Traciliśmy bramki po stałych fragmentach gry, za to nie zdobywaliśmy nic w tym aspekcie. Teraz coś ruszyło do przodu i trener Skowronek woli postawić na proste, ale bardzo skuteczne metody. Wolę oglądać Wisłę, która gra z kontry i ma jakieś zdobycze w tabeli niż patrzeć, jak kolejny raz tracimy frajersko punkty.
Dobre przygotowanie to podstawa
To, że nasi zawodnicy opadli z sił pod koniec drugiej polowy to już w tym sezonie norma. Chociaż patrząc na sprint Pawła Brożka z doliczonego czasu gry, mogę śmiało powiedzieć, że ten człowiek zaskakuje mnie z meczu na mecz. I nie chodzi tu o bramki, ale jego boiskową inteligencję, jego świetny przegląd pola. Wie kiedy podać, wie kiedy przestawić swojego rywala w walce o piłkę. I tylko żałuję, że Paweł ma już trzydzieści sześć lat, bo z wielką radością patrzę na jego grę. Nie jeden młody zawodnik może się śmiało uczyć od niego techniki i walki do samego końca. Oby tylko zdrowie pozwoliło mu dokończyć ten sezon na poziomie spotkania z Pogonią.
Problem z młodzieżowcem w końcu rozwiązany
Wydaje się, że Wisła ma w końcu młodzieżowca, który może grać w środku pola, ale nie dlatego, że tak stanowi przepis. Nakazuje on posiadanie na boisku zawodnika, który nie przekroczył dwudziestego pierwszego roku życia. Damian Pawłowski, bo o nim mowa, to piłkarz, który nie boi się walki z przeciwnikiem, angażuje się w każdą akcję obronną. Świetnie współpracuje z Vullnetem Bashą. Przypomina mi to trochę pomoc z zeszłego sezonu Savicević – Basha, którzy świetnie się uzupełniali. Warto dodać, że Pawłowski w ostatnim meczu przebiegł najwięcej kilometrów z całego zespołu Artura Skowronka. Jego wynik to ponad 12 kilometrów. Partner Wiślaka z linii pomocy „nabił” lekko ponad 8 kilometrów. Oczywiście każdy z nich ma trochę inne założenia taktyczne, ale mimo to wynik młodzieżowca Wisły robi wrażenie. Co więcej nie są to puste przebiegi, które nic nie wnoszą do gry. Damian swoją grą odciąża obrońców i daje przez to spokój w drugiej linii.
Kierunek Łódź
Teraz Wisłę czeka kolejne ciężkie starcie w walce o utrzymanie. Rywalem będzie Łódzki Klub Sportowy, który jest w podobnej sytuacji, co „Biała Gwiazda”. Napisałem „podobnej”, choć spadek dla ŁKS nie oznacza zaczynania wszystkiego od nowa. Wiemy o co gra Wisła i tak naprawdę bez zwycięstwa w czwartek nic te trzy punkty z Pogonią nie będą warte. Jeśli wierzyć dobrze poinformowanym osobom, zima przy Reymonta ma być całkiem udana i to nie tylko pod względem transferów.