Jeśli miałbym napisać kiedyś powieść, to z dużą dozą prawdopodobieństwa pochyliłbym się w niej nad procesem licencyjnym w polskiej piłce klubowej. Tylu zwrotów akcji, tylu pogmatwanych losów, złożonych konstrukcji postaci nie powstydziłby się żaden z mistrzów suspensu. Ba! Taki Marcel Proust lubujący się w zwalnianiu akcji jak się da i kiedy się da, poczułby się niczym początkujący lotnik w wirówce.
Chocholi taniec
Z komisją licencyjną kojarzy mi się nieodparcie scena z „Nic śmiesznego”, w której to po całym dniu biegania ze świecą dymną po planie filmowym Adaś Miauczyński siada w pokoju, do którego wchodzi dorastający syn i rzuca filozoficzne „…i tak k… do zajebania”. Do cytowanego „zajebania” komisja przymyka oko na mniejsze i większe grzeszki klubowych włodarzy. Przez niezmiernie rzadkie sita przemykają się oszuści, bankruci niepłacący zawodnikom; kluby bez pieniędzy, za to z długami; zespoły bez stadionów grające co tydzień na wyjeździe. Rozumiem, że czas mamy specyficzny, więc siłą woli sam proces musi być mocno specyficzny. Kluby straciły dość duże, jak na nasze warunki pieniądze i nieuczciwym byłoby dziś nadto rygorystycznie zaglądać w księgi rachunkowe. Niemniej pewna doza rygoru jest niezbędna.
Nie strasz, nie strasz, bo się…
Wiadomo, ludzie listy piszą, więc i prezes Boniek napisał swego czasu list do Prezydenta Częstochowy. Jak to włodarz włodarzowi wyłożył swe stanowisko jasno i czytelnie. Cytuję:
„Panie Prezydencie! Z całą mocą i powagą oświadczam, że brak postępów w budowie nowego obiektu Rakowa będzie skutkować brakiem przyznania licencji na Ekstraklasowe rozgrywki w sezonie 2020/21. Nawet sportowe, boiskowe osiągnięcia Rakowa (czego serdecznie mu życzymy) nie pomogą klubowi w otrzymaniu licencji na występy w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Co więcej, wobec planowego rozwoju przepisów licencyjnych dla klubów I ligi Raków może znaleźć się o dwie klasy niżej niż jest obecnie. Z całym szacunkiem dla Pana, tysięcy kibiców z Pańskiego miasta, to nie są groźby, ale realny scenariusz, który wobec braku postępów w spełnianiu przepisów licencyjnych PZPN, może się ziścić bardzo szybko. Gra piłkarzy Rakowa na gościnnym stadionie w Bełchatowie to policzek dla potężnego miasta, jakim jest Częstochowa. Miasta, które nie potrafi zapewnić choćby skromnej areny piłkarzom Ekstraklasy”.
Wydawać by się mogło, że temat został wyczerpany i prezydent Częstochowy, niczym Henryk do Cannosy, rzuci się w te biegi remontować stadion i jego otoczenie. Tymczasem częstochowianie nic nie robiąc sobie z groźnych pomrukiwań prezesa PZPN ani nie intensyfikują prac, ani nie przedstawiają kolejnych zapewnień o rychłym ich rozpoczęciu. Słowem – na stadionie Rakowa bez zmian.
W sytuacji powyższej należałoby oczekiwać, że słowom Zbigniewa Bońka stanie się zadość i podopieczni trenera Papszuna rozpoczną zmagania na poziomie 2 ligi…
Czy pamiętając perypetie licencyjne Ruchu Chorzów ktokolwiek oczekiwał, że nagle komisja licencyjna zmieni praktykę chowania głowy w piasek, na postawę aktywnego realizowania postanowień podręcznika licencyjnego? Czy ktokolwiek łudził się, że nagle warunki stawiane klubom staną się czymś więcej niż martwym przepisem? Pewnie tylko kibice ŁKS – u, którzy w karnej degradacji częstochowian upatrywali nadziei na ocalenie ekstraklasowego bytu…
„Raków Częstochowa
– przyznać licencję uprawniającą do uczestnictwa w rozgrywkach Ekstraklasy na stadionie w Bełchatowie przy ul. Sportowej 1 z nadzorem infrastrukturalnym;
– zobowiązać Klub do zapłaty, jako środek nadzoru, kwoty po 30.000 PLN za każdy mecz rozegrany w rundzie wiosennej w roli gospodarza na innym obiekcie niż znajdujący się przy ul. Limanowskiego 83 w Częstochowie”.
Cyt. Komunikat Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN z 2 czerwca 2020
Wypada zadać jedno ważne pytanie. Kiedy skończymy grać w ciuciubabkę? Jak długo Komisja będzie pozorować walkę o przestrzeganie w równym stopniu reguł przez wszystkie kluby? Dotychczasowa praktyka przypomina przepychanie leniwych uczniów z klasy do klasy. Liczenie, że problemy rozwiążą się same. Wreszcie, czy właściwym jest karanie klubu za nieposiadanie stadionu grzywną, która przy założeniu rozegrania ok 10 meczów wyniesie blisko trzysta tysięcy złotych? Za chwilę trzeba zastanowić się czy aby nie jest to jawny skok na kasę, który jednocześnie nie zmienia nic w materii infrastruktury.
Adresat nieznany
Na sam koniec zostawiam sobie jedno pytanie, kto wie czy nie najważniejsze. Czy właściwym jest stawianie pod murem społecznych oczekiwań władz miasta? Czy właściwym adresatem społecznego gniewu jest prezydent Częstochowy? Czy właśnie on ma odpowiadać za niedostatki prywatnego przedsiębiorcy? Umiecie sobie wyobrazić sytuację, gdzie Kowalski otwiera teatr w dowolnym mieście i wobec braku odpowiedniej infrastruktury, słabego światła czy odpowiedniej liczby lóż burmistrz tego miasta jest straszony przez ministra kultury brakiem możliwości grania najważniejszych sztuk? Nie? No właśnie – a w polskiej piłce wszystko jest możliwe…
Szanowna komisjo licencyjna, wykonuj swą pracę tak, żeby wymogi, które stawiane są klubom nie były zbiorem marzeń i pragnień. Dura lex, sed lex. Skończmy z fikcją.