Po wtorkowym zwycięstwie z Linfield FC, przyszedł czas mierzyć się Legionistom na trzecim froncie w tym sezonie. Obronę mistrzostwa Polski zaczęli od starcia z zespołem trenera Marka Papszuna – Rakowem Częstochowa.
Mecz bez koronawirusa to mecz stracony
Już przed spotkaniem z Linfield FC w europejskich pucharach istniało zagrożenie walkowera przeciwko Legii. Mogło być to spowodowane zarażeniem się koronawirusem przez jednego z jej piłkarzy. Można by rzec, że historia lubi się powtarzać. W dniu meczu z Rakowem Częstochowa komunikat medyczny mistrzów Polski wskazywał, iż ponownie jeden z zawodników został zarażony. Ten dzień po meczu z Linfield FC został przebadany i test dał wynik ujemny. Dwa dni później został ponownie zbadany i tym razem piłkarz otrzymał dodatni wynik. Jednak po wtorkowym meczu przebywał cały czas w izolacji. W związku z tym stanowisko Ekstraklasy w tej sprawie mogło być jedno – zielone światło do grania. Obawiam się tylko jednej rzeczy, oby tylko domino nie poszło dalej… Wtedy już nie tylko będziemy odwoływać mecze o Superpuchar, ale także całą ligę…
Deszczowy wieczór w S… Bełchatowie
Do atmosfery przed meczem, jak i w trakcie meczu idealnie pasuje słynne angielskie zdanie: „zimny deszczowy wieczór w Stoke”. Choć nie znajdujemy się w Stoke, lecz w Bełchatowie, to o wiele chętniej wolę patrzeć na kombinacyjną grę zespołu Marka Papszuna niż Tony’ego Pulisa.
Wracając jednak do Bełchatowa. Mecz z Rakowem był jubileuszowy dla dwóch piłkarzy Legii Warszawa – Artura Jędrzejczyka i Artura Boruca. Pierwszy wystąpił po raz 250. w barwach stołecznej drużyny, a drugi wrócił do Ekstraklasy po ponad 15 latach przerwy. Trener Vuković dokonał drobnych roszad w porównaniu z wtorkowym spotkaniem z Linfield FC. W pierwszym składzie w bloku defensywnym pojawili się Luis Rocha i Igor Lewczuk. Szansę podtrzymania passy z Bełchatowa dostał młody Rosołek (w meczu z GKS Bełchatów zdobył 3 bramki). Warto wspomnieć, że Legia od sezonu 2015/2016 nie wygrała na inaugurację rozgrywek ligowych. Co przed samym spotkaniem, nie ukrywam, nie napawało optymizmem…
Udany jubileusz
W strugach deszczu Legioniści próbowali szybciej niż w ostatnim meczu rozgrywać piłkę. Tak, aby rozmontować defensywę dowodzoną przez Petraska. Znów przeciwnikom najwięcej we znaki dawał się Luquinhas, który był tego dnia bardzo aktywny. Co tu dużo mówić, tempo samych akcji wyglądało dużo lepiej niż w starciu z Irlandczykami. Jednak wciąż do poprawy należała skuteczność. Chociaż kwadrans po rozpoczęciu spotkania idealne dośrodkowanie na nos Pekharta wykonał jubilat Jędrzejczyk i Czech oddał strzał nie do obrony dla bramkarza gości.
Legia po zdobyciu bramki oddała nieco pole gospodarzom. Zespół spod Jasnej Góry nie zamierzał się jednak temu poddawać i cały czas grał otwarty futbol. W kolejnych minutach spotkania nowy nabytek Rakowa – Gutkovskis mógł doprowadzić kilka razy do remisu. Chociaż tego dnia jego celownik nie był dobrze nastawiony.
Podczas trwającego okienka transferowego kilku zawodników powróciło do Ekstraklasy. Jednak tego powrotu do udanych na pewno nie zaliczy Maciej Wilusz. Stoper Rakowa, niegdyś występujący w lidze rosyjskiej, w doliczonym czasie pierwszej połowy po raz drugi w tym meczu sfaulował uciekającego Luquinhasa. Sędzia Przybył nie miał wątpliwości i obrońca obejrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Na przerwę po bardzo przeciętnej grze Legia schodziła z jednobramkową przewagą.
Piętka Rosołka i Pekhart po raz drugi
Niestety jeszcze w pierwszej połowie urazu głowy doznał Igor Lewczuk. Miejmy nadzieję, że zdąży wyleczyć się na środowy pojedynek z Omonią. Ledwo zdążyliśmy odpalić drugą część spotkania, a już po 6 minutach Raków doprowadził do remisu. Po interwencji VARu sędzia Jarosław Przybył dostał sygnał, że Jędrzejczyk wybijał piłkę już zza linii bramkowej. O dziwo gospodarze wyglądali o niebo lepiej bez Wilusza niż z nim. Może to jakaś ukryta taktyka?
Dość długo w drugiej połowie utrzymywał się remis. Legia została wytrącona z rytmu i nie potrafiła znaleźć drogi do bramki Szumskiego. Powtórzył się kazus Linfield i znów goście grali zbyt wolno, i schematycznie w ataku pozycyjnym. Martwi, że w ogóle nie było widać, że jedna z drużyn gra o jednego zawodnika mniej.
Vuković dokonał kilku zmian, które miały doprowadzić „Wojskowych” do zwycięstwa. Na boisku pojawili się: Kante, Mladenović oraz Kapustka. Były gracz Leicester City wrócił do Polski po 1492 dniach nieobecności. Jednak to nie on skradł show tego wieczoru…
Z prawej strony piłkę dośrodkował niezawodny Luquinhas. Piłkę cudownie piętką przedłużył Rosołek, a z najbliższej możliwej odległości wykończył Pekhart. Maciej Rosołek najwidoczniej pozazdrościł asysty swojemu byłemu klubowemu koledze – Mateuszowi Praszelikowi. Pomocnik Śląska w równie efektowny sposób – piętą zanotował asystę do Piaseckiego. Wcześniej Czech mógł głową zdobyć swoją drugą bramkę po centrostrzale Mladenovicia, lecz na posterunku stał Petrasek. Legia Warszawa już do końca meczu nie oddała prowadzenia i mogła się cieszyć na inaugurację ligi ze zwycięstwa . Pierwszego od sezonu 2015/2016 (!).
https://twitter.com/LegiaWarszawa/status/1297269034900127744
Teraz wszystkie myśli skierowane na Omonię
Patrząc na grę Legii – jest ona daleka od ideału, który widzieliśmy w poprzednim sezonie. Jednak ostatnio wyglądało to nieco lepiej niż w meczu z Linfield FC. Problemem nadal jest fakt, że Legia nie potrafiła w pełni skorzystać z braku jednego zawodnika u drużyny przeciwnej. Za to byłem pozytywnie zaskoczony Thomasem Pekhartem. Jego dyspozycja, wyłączając dwie stracone bramki, była niezła. Na plus również Luquinhas, który robił ogromną przewagę w pojedynkach 1 na 1. Brakuje jeszcze u niektórych Legionistów pełnej koncentracji przez całe spotkanie. Miejmy nadzieję, że ich gra z meczu na mecz będzie lepsza i podopieczni Aleksandara Vukovicia przejdą w środę drugą rundę eliminacji do Ligi Mistrzów.
Fot. Mateusz Kostrzewa/Legia.com
2 Comments