Obserwuj nas

Felietony

Lepsi tylko od Andory i San Marino, czyli podsumowanie marcowych meczów

Na samym początku tego tekstu chciałbym wspomnieć, że Paulo Sousa miał niezwykle mało czasu, żeby coś wielkiego zrobić z reprezentacją. Nie zamierzam jakoś deprecjonować tego wyboru przez prezesa PZPN-u.  Chodzi mi bardziej o to, że zmiana ta została przeprowadzona w złym momencie dla naszej drużyny narodowej. Mnie za wypowiadanie takich tez nikt nie będzie weryfikował ani karał, więc mam łatwość w wyrażaniu opinii. Trener tak łatwo nie ma. Po obejrzeniu tych meczów pozostał niesmak, że tak słabo graliśmy w pierwszych połowach, a z drugiej strony potrafiliśmy wrócić do rywalizacji w drugiej części.

Jak to mawiał Kazimerz Górski

Mogę nie pamiętać dokładnie jakim był trenerem, ale za to pamiętam jego osiągnięcia. Przypominają się jednak kultowe stwierdzenia Trenera Tysiąclecia. Pan Kazimierz mawiał – pika jest okrągła, a bramki są dwie. Mecz można wygrać, przegrać, albo zremisować. Gdy my mamy piłkę, to nie ma jej przeciwnik. To tylko kilka z cytatów, których była cała masa. Stwierdzenia te pokazują jak łatwą, a zarazem piękną  dyscypliną jest piłka nożna. Za każdym razem wywołuje zachwyty wśród zainteresowanych osób bądź buczenia, gdy dana drużyna nie gra tak jak powinna. Cytaty te są cały czas aktualne.

Naszym graczom udało się zremisować, wygrać i przegrać. W spotkaniach tych reprezentanci niepotrzebnie utrudniali sobie zadanie. Zamiast grać  prostą piłkę. Dla mnie te cytaty pokazują, że nie liczy się ta cała otoczka, media tylko to, co wywołuje emocje czyli boisko. Z Anglią i z Węgrami zabrakło nam gola czy do zwycięstwa czy remisu, ale trzeba przeanalizować może coś zmienić i przystąpić do decydującej fazy.

Węgrzy byli do ogrania

Patrząc na końcowy rezultat 3:3 można mieć wrażenie, że raj był blisko i cel, żeby go osiągnąć do spełnienia. Jeżeli ktoś włączył mecz dopiero od drugiej połowy nie oglądając pierwszej – żeby się zbytnio nie denerwować, dobrze zrobił. Można tylko zadać sobie pytanie na co my się łudziliśmy, że co obrona bez Glika i jeszcze z debiutantem będzie dobrze grać? Nic bardziej mylnego. Z kronikarskiego obowiązku spieszę z wyjaśnieniami jak to było, a więc po pierwsze już w 6 min. dostaliśmy gonga w postaci straty bramki. Po drugie nie potrafiliśmy w tym czasie dojść do sytuacji strzeleckiej. Nie chodzi tu o klarowną okazję na zdobycie gola, lecz w ogóle oddanie strzału. Nie wiem od czego to zależy, ale nasi piłkarze prezentowali się na prawdę słabo.

Patrząc na to co się działo w pierwszej części, wiele osób, gdy napisałem taki śródtytuł mocno puknęła by się w głowę, lecz ja patrzę szerzej. Napisałem tak po przebiegu całego spotkania i z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa. Dzięki wprowadzeniu na boisko: Krzysztofa Piątka, Kamila Jóźwiaka i Kamila Glika coś się zaczęło dziać. Nie wiele nam brakowało, żeby strzelić o jedną bramkę więcej niż rywale. Zabrakło czasu. Z jednej strony był niedosyt, a z drugiej szczęście, że udało się wrócić do żywych. Chociaż mając Madziarów na wyciągnięcie ręki jednak ich oszczędziliśmy. Nawiązując do bitewnych sformułowań –  darowaliśmy im życie.

Siła z ławki

W każdym z tych trzech meczów byli wprowadzani zawodnicy rezerwowi, którzy stawali na wysokości zadania. Dając impuls z ławki. Ich wejścia powodowały, że nasza drużyna otrzymywała zastrzyk pozytywnych emocji, że jeszcze mogą tu coś zrobić. Po tych spotkaniach najbardziej zapadła mi w pamięć ich postawa, przez co pokazali, że mają w sobie złość sportową i chcą udowodnić selekcjonerowi, że się myli nie wystawiając ich w pierwszym składzie. Moim zdaniem pokazali w najlepszy możliwy sposób swoją przynależność do tej drużyny. Paulo Sousa mądrze zrobił, że ich posadził, bo miał z tyłu głowy, że jak nie będzie szło mam kilku zawodników, którzy mogliby być jokerami.

Przybliżę teraz liczby jakie wykręcili zmiennicy: strzelili 3  bramki i zaliczyli 2 asysty tylko w trzech starciach. To są świetne statystyki. W tamtych dniach to była nasza siła, bo prawie za każdym razem coś ulegało w krótkim odstępie czasu zmianie. Nie potrzeba było zmiany  tylko grając z Andorą. Najpiękniejszym momentem było strzelenie dwóch bramek w dwie minuty, w trakcie meczu z Węgrami. Krzysztof Piątek i Kamil Jóźwiak dali nam bardzo dużo radości.

Wembley niezdobyte

Mieliśmy rewelacyjny, świetny czas i świetny wynik był bardzo blisk0. Szkoda, że nie udało się powtórzyć historycznego remisu naszych Orłów z Lwami Albionu. Przed meczem oczami wyobraźni widzieliśmy to, że Wojciech Szczęsny będzie Janem Tomaszewskim, a Krzysztof Piątek Janem Domarskim. Jeden będzie nas dzielnie bronił swoimi interwencjami, a z kolei drugi będzie bohaterem, który zdobędzie gola. Przed tym starciem byliśmy niezwykle osłabieni, bo nie mógł grać nasz lider, kapitan i najlepszy zawodnik w jednej osobie Robert Lewandowski. Trener musiał jakoś kombinować i wystawił parę napastników złożoną z Krzysztofa Piątka oraz Karola Świderskiego. Moim zdaniem niepotrzebnie wyszliśmy trójką z tyłu, powinniśmy zabezpieczyć bardziej okolice własnej bramki,  by mieć pewność w linii defensywy.

Nie może być dobrym wyborem gracz, który gra dopiero drugi mecz w narodowych barwach. Byłem przekonany, że pierwszym wyborem Paulo Sousy będzie duet Piątek-Milik. Obaj mają zdecydowanie większe doświadczenie od zawodnika PAOK-u Ateny. W trudnych momentach pomagali już kadrze pokazując, że są dla niej ważni. Od początku było widać, że przestraszyliśmy się gospodarzy.

Anglicy łatwo wchodzili w nasze pole karne. Szalał chociażby Raheem Sterling. Szkoda Michała Helika, bo  po jego faulu w polu karnym, Anglicy otrzymali jedenstkę, którą wykorzystał Harry Kane. Niestety selekcjoner dał wyraźny sygnał obrońcy, że to jemu taka gra się nie podoba. Roszady przeprowadzone przez selekcjonera sprawiły, że nasza reprezentacja zaczęła grać odważniej. Właśnie w taki zaskakujący sposób  Polska zdobyła gola. John Stones otrzymał podanie od Nicka Popa i nie wiedział co zrobić  z piłką. Z pressingiem ruszył Jakub Moder, który odebrał piłkę. Zawodnik Brighton rozegrał dwójkową akcję z Arkiem Milikiem i doprowadził do wyrównania. Ta sytuacja pokazała, że nawet taka drużyna jak Anglia popełnia błędy. Są to przecież tylko ludzie.

Bez Roberta ani rusz

Podsumowując mogę stwierdzić, że kiedy na boisku jest Robert gra nam się zdecydowanie łatwiej, wygodniej. Na murawie znajduje się piłkarz, do którego można zagrać niemal zawsze. Po marcowych meczach można stworzyć kategorię meczów z Robertem oraz bez niego. Z Węgrami i Andorą strzelił 3 bramki, pokazując  to, że czasami czekamy co on zrobi. Żaden z naszych zawodników nie chciał wziąć na swoje barki ciężaru  rozgrywania, tworzenia sytuacji kolegom. Niestety kapitan brał piłkę i sam rozgrywał i  kreował. Szkoda, że nikt nie chciał go od tego  odciążyć.

W mojej opinii lepiej byłoby, gdyby Robert Lewandowski był tą prawdziwą „9” i czekał na piłki w polu karnym rywala.  Dla mnie te mecze wyglądały bardzo obiecująco, bo widać było pomysł na grę, coś chcieliśmy z piłką zrobić. Mamy odpowiednią mentalność, żeby walczyć o wysokie cele. Emocje były i to najważniejsze. Żałuję na pewno, że w tabeli jesteśmy lepsi tylko od Andory i San Marino. Uważam, że w przyszłości będzie lepiej.

 

 

 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony