Obserwuj nas

Felietony

Od piłkarza sezonu do niewypału transferowego

Kiedy opuszczał Ekstraklasę w 2019 roku nikt nie spodziewał się, że rok później znowu ujrzymy go na polskich boiskach. Joel Valencia, o którym mowa, zachwycał w sezonie 2018/2019. Był motorem napędowym oraz jednym z głównych architektów historycznego sukcesu Piasta Gliwice. Według portalu legia.com Ekwadorczyk wraca do Anglii i pozostanie tam do końca sezonu.

Wspaniała forma w Piaście

W mistrzowskim sezonie Joel Valencia nie miał sobie równych. Prezentował poziom, który zdecydowanie wykraczał poza naszą ligę. Ekwadorczyk wraz Aleksandarem Sedlarem w dużej mierze przyczynili się, że Piast świętował swoje największe osiągnięcie z ostatnich kilkunastu lat. Na gali kończącej rozgrywki obaj zostali wyróżnieni nagrodami, kolejno – najlepszego obrońcy Ekstraklasy 2018/2019 oraz najlepszego zawodnika sezonu 2018/2019. Wśród rywali miał on takich zawodników jak: Andre Martins, Igor Angulo, czy Filip Mladenović. Pomocnik drużyny Waldemara Fornalika w 33. meczach zdobył 6 bramek i zaliczył 6 asyst.

 

Nieudana przygoda z Brentford

Dzięki bardzo dobrym występom w sezonie 2018/2019 pomocnik Piasta Gliwice znalazł swoje uznanie w oczach przedstawicieli angielskiego Brentford FC. Przedstawiciel Championship wyłożył na stół 1,8 miliona funtów i zespół z Gliwic zagwarantował sobie procent od kolejnego transferu. Jednak przygoda z potocznie nazywaną „szóstą ligą świata” nie trwała zbyt długo. Ekwadorczyk z hiszpańskim paszportem nie dostawał wielu szans gry. W sezonie 19/20 brał udział w 24. spotkaniach, w których zdobył jedną bramkę. Jednak przełożyło się to tylko na 590 minut. Ewidentnie były pomocnik Piasta musiał jak najszybciej szukać możliwości gry w postaci wypożyczenia. Angielski klub chciał, aby Joel wrócił na poziom, który prezentował w sezonie 2018/2019. W wyniku sprzedaży do Turcji skrzydłowego Novikovasa, Legia pokusiła się o pozyskanie skrzydłowego na zasadzie wypożyczenia.

Plan odbudowa. Efekt? Katastrofa.

Ekwadorczyk miał jedno zadanie, gdy trafiał na Łazienkowską. Odbudować się. Niestety z planu wyszła jedna wielka katastrofa. Valencia rozegrał w barwach Legii Warszawa 12. spotkań, a liczba minut wyniosła niewiele więcej niż w Brentford – 657. Wiadomo było, że nie będzie od razu prezentował formy ze swojego najlepszego sezonu w karierze. Jednak wszyscy spodziewali się nieco więcej po Ekwadorczyku. Na początku swojej przygody dostawał szansę gry czy to z ławki, czy w wyjściowym składzie. Wszakże jego gra z meczu na mecz pozostawała wiele do życzenia. Chyba jednym z decydujących momentów zakończenia przygody Valencii z Legią była sytuacja w meczu z Lechem przy Łazienkowskiej. Skrzydłowy po stracie piłki zamiast szybko gonić Czerwińskiego i starać się odebrać piłkę, to dreptał na spokojnie jakby nic się nie działo…

– Zawsze wybaczę błędy techniczne, jeśli ktoś np. nie trafi w piłkę albo trafi w nią tak, jak w meczu z Lechem trafił Juranović, czyli kopnie ją do własnej bramki. To się zdarza. Ale nie może zdarzać się to, co zrobił Valencia. Nie wybaczam błędów taktycznych, które wynikają z tego, że ktoś nie zrobi czegoś, czego od niego oczekuje drużyna. Dlatego na pewno w tygodniu czeka nas męska rozmowa, bo nie akceptuję takich sytuacji – powiedział w programie Liga+ Extra trener Czesław Michniewicz

****

Po tym spotkaniu Valencia nieco odpoczął od futbolu, ale dalej było już tylko gorzej. Przełamaniem miało być zimowe zgrupowanie w Dubaju, ale skrzydłowy doznał urazu. Ostatnie spotkanie w barwach Legii rozegrał w Bielsku-Białej w przegranym pojedynku 15. kolejki z Podbeskidziem. Przygoda Legii z Valencią dobiegała końca, pytanie było tylko czy zakończy się zimą, czy dopiero latem. Po meczu z Podbeskidziem Ekwadorczyk więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich niż na boisku. Finalnie transfer Valencii był jednym z najgorszych w ostatnich latach. W sumie patrząc na zawodników wypożyczonych, to większość z nich się nie sprawdziła: Medeiros, Kazaiszwili, Mauricio, Necid. Ekwadorczyk nie zanotował żadnych liczb, a sama jego gra nie powalała.

 

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony