Obserwuj nas

Felietony

Efekt „nowej/starej” miotły [Komentarz ze stadionu]

Była walka, było zaangażowanie, było jeżdżenie na dupach – czyli wszystko to, co trener Vuković uwielbia najbardziej. Efekt „nowej – starej” miotły zadziałał i Legia Warszawa w zaległym meczu 3. kolejki PKO Ekstraklasy pokonała na własnym stadionie Zagłębie Lubin. Zagłębie, które być może to nieprawdopodobne, ale zagrało największy piach jaki widziałem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Czy to iskierka nadziei dla kibiców mistrza Polski? Czy Aleksandar Vuković jest w stanie ugasić ten ogromny pożar? 

Koncentracja, zaangażowanie na 200%

Już na rozgrzewce widać było duża intensywność i motywację przed meczem z Zagłębiem. Piłkarze pracowali na dużej intensywności a na koniec zbiegli się do koła, aby przed samym spotkaniem wysłuchać kilku motywacyjnych słów od trenera. To spotkanie po prostu trzeba było wygrać, nieważne jakim sposobem, ale w tabeli musiały widnieć dopisane do dorobku trzy punkty. Tak naprawdę trener Vuković w poniedziałkowy wieczór miał brać udział w dyskusji z kibicami w pokoju #LegiaTalk utworzonym przez użytkownika @Kubaa1916. Jednak po niedzielnych zdarzeniach, aż trudno uwierzyć, że telefon Radosława Kucharskiego wykonał telefon i to właśnie w tym kierunku. W konsekwencji trener Vuković, miał aż DWA DNI na przygotowanie zespołu do meczu. Dosyć dużo prawda?

https://twitter.com/_Ekstraklasa_/status/1471232396016168965

***

Legia Warszawa potrzebowała takiego człowieka jak Vuković. Potrzebowała postaci, która zwiąże zespół w całość i po niedzielnych skandalicznych wydarzeniach z udziałem kibiców, znów sprawi, że drużyna z Łazienkowskiej będzie jednością. I tak się właśnie stało w środowy wieczór. Zapewne Aleksandar Vuković wygłosił piękną motywacyjną przemowę w szatni oraz pokazał obcokrajowcom, ile dla warszawiaków znaczy Legia. Mogliśmy ujrzeć kompletnie inny zespół niż za kadencji Marka Gołębiewskiego. Zespół, który starał się odbierać piłkę tuż po stracie. Wszystkie próby odbioru były naprawdę tuż na pograniczu faulu. Piłkarze „jeździli na dupach”, aż miło. Efekt? 2:0 do przerwy z przesłabym Zagłębiem. Jednak wydaje mi się, że część zawodników po prostu uwierzyła w swoje umiejętności po raz pierwszy w tym sezonie.

– Miałem czas tak naprawdę tylko na rozmowę. Wspólnie przeprowadziliśmy tylko jeden trening. Rozmawiałem tak, jak uważałem że należy rozmawiać z dorosłymi ludźmi. Nie będę teraz tego przytaczał. Mam swój sposób rozmowy z zespołem. Próbuję to robić jak najbardziej szczerze. Drużyna dobrze na to zareagowała i dała z siebie wszystko. Dzisiaj nie jest łatwo znaleźć się w jedenastce Legii, a następnie zagrać mecz. Sportowiec znajdujący się w takiej sytuacji musi mieć w sobie trochę więcej charakteru, żeby podołać temu wszystkiemu, co jest dookoła. Dziś gratuluję za to mojej drużynie. Na pewno od zespołu można wymagać jeszcze więcej, niż wszyscy widzieliśmy dzisiaj. To jednak przyjdzie z czasem.  – powiedział na konferencji pomeczowej trener Vuković.

Młodzieżowy plus meczu, oraz o włos od hattricków

Pierwszy wyjściowy skład wystawiony przez Aleksandara Vukovicia dawał nieco do myślenia. Gdyż nie dość, że Ribeiro z Lopesem pierwotnie znaleźli się na skrzydłach, to jeszcze w środku pola został przewidziany do gry Bartosz Ciepiela. Młody zawodnik rezerw Legii Warszawa nie zawiódł i moim zdaniem wykorzystał w pełni swoją szansę. Ciepiela był jednym z nielicznych zawodników, który starał się zdobywać teren swoim ustawieniem na boisku. Myślał, nie robił głupich strat i przede wszystkim podejmował dobre decyzje. Przy drugiej bramce zaliczył asystę drugiego stopnia oraz w całym spotkaniu dwa kluczowe podania. Nie rozumiem trochę decyzji trenera o nagłej zmianie w drugiej połowie, ale być może było to spowodowane niegroźnym urazem. Oby w meczu z Radomiakiem dostał pełne 90 minut.

Obok niego kolejny fantastyczny występ zaliczył dobrze wszystkim znany miły Portugalczyk. Wiele mówiło się o tym, iż Josue ma świetną technikę użytkową, ale nie bronią go w żaden sposób liczby. Owszem nie broniły go liczby, ponieważ średnio na mecz notuje trzy kluczowe podania. Jednak jego koledzy z zespołu nie grzeszą zdecydowanie formą strzelecką. W środę ponownie był jednym z najlepszych zawodników na boisku, gdzie zanotował prawie hattricka asyst. Dwie z nich zostały zapisane bezpośrednio i pośrednio po wykonaniu stałych fragmentów gry. Można rzec nareszcie! Jednak za obronę Zagłębia przy dośrodkowaniach mogłyby wisieć trzy ręczniki i cytując klasyka ” I tak by to nic nie dało…”

Zaczarowana bramka i zmiana nastawienia

Wynik końcowy wcale nie wskazuje na to, iż Zagłębie nie miało swoich szans. Miało za sprawą chociażby Patryka Szysza, który uderzał w stronę bramki Boruca w pierwszej połowie. Jednak Boruc potwierdził, że refleks nadal jest na optymalnym topowym dla niego poziomie. Lecz to co się stało w minucie 68 to czyste szaleństwo… Trzy słupki uratowały bramkarza gospodarzy przed utratą bramki, a co najlepsze akcja wzięła się kompletnie z niczego. Na całe szczęście Boruc zaczarował bramkę i nie dopuścił do utraty gola tego wieczoru.

https://twitter.com/AdamW1906/status/1471221201271992333

Przez pierwsze 15 minut Legia była nieco przestraszona. Jednak nie z powodu napierających jak niedźwiedzie rywali, a raczej to był strach przed samym sobą. Zawodnicy grający w bocznych strefach trzymali się schematu, iż jeśli Pekhart jest w polu karny należy mu wrzucić piłkę na głowę, nieważne z którego miejsca na placu. To była bolączka w tym spotkaniu, bo Czech nie otrzymał ani jednej dobrej piłki, a dośrodkowania nie przechodziły pierwszego obrońcy. Dodam ponadto, że zawodnicy wrzucający mieli zdecydowanie lepsze opcje do rozegrania piłki na krótko niż dośrodkowanie. Jednak w drugiej połowie nastąpił przełom, gdzie Legia naprawdę grała futbol przyjemny dla oka. Futbol, w którym jeden zespół cieszy się piłką, a drugi biega jak debil i za wszelką cenę nie chce nim być dalej.

– Myślę, że kluczem była dzisiaj energia w zespole, dziś wyglądaliśmy jak zupełnie inna drużyna. Mam nadzieję, ze to dopiero początek naszej drogi do góry. Oczywiście mamy do poprawy jeszcze wiele rzeczy, ale po przybyciu nowego trenera widać, że te rzeczy się zmieniają. Jesteśmy zadowoleni, że dziś udało się wygrać i mamy nadzieję zrobić to ponownie przed Świętami. – wypowiadał się po zdobywca bramki Tomas Pekhart.

Gaszenie pożaru trwa

Oczywiście jest za wcześnie na ocenę pracy trenera Vukovicia. Jednak w porównaniu do poprzedniego spotkania, piłkarze z minuty na minutę nabierali pewności siebie. Z Wisłą Płock wyglądało to tak, jakby legioniści z czasem obawiali się coraz bardziej, że ten mecz im po prostu ucieka. Wystarczyło kilka motywujących słów przed meczem, ekspresja ze strony trenera i wynik od razu napawa optymizmem. Jednak trzeba jak najszybciej zejść na ziemię. Zagłębie po tym meczu naprawdę zasłużyło na spadek do pierwszej ligi. Myślałem, że to Legi jest w bardzo słabej formie, ale jak widać Dariusz Żuraw ponownie potrafi zaskoczyć. Oprócz dwóch okazji Szysza i nieszczęsnych słupków nie pokazali absolutnie nic. Niemal każde dośrodkowanie w pole karne miedziowych kończyło się bramką. Jeśli Mateusz Hołownia strzela Ci bramkę po stałym fragmencie gry, to wiec że coś złego się dzieje.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1471221749962485765

Vuković sprawił, że zawodnicy walczyli o trzy punkty jak o własne życie. I tak zaraz pojawią się głupie głosy, że „spotkanie” z kibicami pomogło. Nie, nie pomogło. Pomogła zmiana trenera na  bardziej charyzmatycznego, wybuchowego, który nie zawaha się użyć radykalnych metod. Kto się wyróżniał w pierwszym meczu pod wodzą Vukovicia? Przede wszystkim wspomniany Bartek Ciepiela oraz Josue. Jednak na pochwałę z małym minusem zasługuję Yuri Ribeiro. Portugalczyk fajnie w tempo uczestniczył w akcjach ofensywnych, przy czym pamiętał również o zadaniach defensywnych. Jednak na mały minus fakt taktyczny, gdzie niepotrzebnie w kilku sytuacjach zbiegał do środka i zawężał grę.

Prawdziwy sprawdzian dla zawodników to niedzielny pojedynek z zespołem Pana Trenera Banasika. Radomiak jest niepokonany od dziesięciu (!) spotkań, a Legia dopiero co wyszła z czerwonej strefy dołu tabeli. Trzy punkty będą bardzo ważne w kontekście mentalnym. Będzie to kluczowe w jakich nastrojach piłkarze Legii udadzą się na przerwę świąteczno-noworoczną. Miejmy nadzieję, że „nowa/stara” miotła nie straci swego blasku na jednym spotkaniu…

 

 

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony