Obserwuj nas

Felietony

Sprzedawca marzeń

Wigilia i Święta Bożego Narodzenia lubią pisać niesamowite narracje. W tym roku Paulo Sousa i jego agent postanowili sprawić, że w te święta Polacy zjednoczyli się jak nigdy wcześniej. Kiedy 24 grudnia do polskiego obiegu medialnego przedostała się informacja jakoby Paolo Sousa flirtował z brazylijskimi klubami, w mediach zaczęła się wrzawa. Jak szybko okazuje się, portugalsko-brazylijski romans nie jest subtelnym puszczaniem oczka na granicy dobrego smaku, ale perfidnym flirtowaniem na boku. Naród jednogłośnie okrzyknął – zdrajca!

***

Kiedy Paulo Sousa zostawał selekcjonerem reprezentacji Polski, trudno było tak naprawdę na start powiedzieć jakim jest szkoleniowcem. Oprócz przygody we Fiorentinie, Portugalczyk zaliczał raczej prowadzenie mało znaczących europejskich klubów. Jakby tego było mało, z wielu z nich zwalniany był dość szybko i w niezbyt dobrej atmosferze.

Żaden zagraniczny trener nigdy nie będzie traktował reprezentacji Polski jako posady marzeń, nie będzie ona Mount Everestem jego trenerskich aspiracji, dawcą prestiżu, czy ogromnej gaży. Nic więc dziwnego, że za prawdziwego specjalistę zza granicy trzeba będzie po prostu dobrze zapłacić. Paulo.

Sousa potraktował reprezentację Polski instrumentalnie i moim zdaniem nie ma w tym absolutnie nic złego, taki jest biznes. Portugalczyk dostał drużynę tuż przed Euro 2020, z najlepszym piłkarzem świata – Robertem Lewandowskim na czele. Właśnie na jego plecach chciał wrócić do obiegu menedżerskich nazwisk i nie ma w tym nic złego, tak po prostu działa ten rynek.

***

Jako Polacy czasami nie potrafimy dobrze podejść i zrozumieć rynku pracy i zasad panujących na nim. A kiedy dochodzi do tego futbol, to górnolotne hasła przybierają na sile. Ludzie, przecież tu chodzi tylko o kopanie kawałka materiału przez 22 facetów! Jakieś słowa o honorze, zdradzie czy inne, bardziej dosadne określenia, są po prostu gwałtem na amplitudzie wyzwisk w odniesieniu do skali zjawiska. Oskarżamy kogoś, kto nigdy specjalnie związany z Polską nie był, za to, że po prostu dostał lepszą ofertę pracy i ją wybrał. Sousa doskonale wiedział, że ewentualna porażka w barażach, albo słaby mundial mógłby sprawić, że jego nazwisko byłoby jeszcze bardziej marginalne. Był to zatem dla niego optymalny czas, a oferta okazała się być zadowalająca. Jakkolwiek to by nie było smutne, to Sousa najzwyklej w świecie nie wierzył w dobry wynik sportowy z reprezentacją Polski.

***

Dlatego niesamowicie śmieszy mnie retoryka Mateusza Borka, który mówi, że Sousie chodzi tylko o pieniądze, a nie o sprawy takie jak honor czy lojalność.  Mówi to osoba, która zorganizowała kilka pożegnalnych walk Tomasza Adamka, oczywiście dla pieniędzy i nie ma w tym nic złego. Tak samo piłkarze grają dla pieniędzy, a trenerzy trenują. Reszta jest tylko romantyczną naroślą w zindustrializowanym świecie futbolu, tego który może wielu odrzucać, ale to właśnie taki futbol w roku 2021 zastajemy. Większość osób w piłce jest dla pieniędzy, bo potencjalne zarobki, względem ponoszonego ryzyka są wręcz kosmicznie wysokie, tak po prostu jest. Reszta to tylko PR-owa doróbka, żeby kibic poczuł więź z piłkarzem i kupił jego następną koszulkę. Wygłaszanie takich tez publicznie (tych o zdradzie i byciu kupcem) świadczy o olbrzymiej naiwności i wręcz dziecięcym pojmowaniu świata. Zresztą co ma powiedzieć każdy pracownik na początku swojej przygody w firmie? „Jestem tu na jakiś czas, dopóki nie znajdę lepszej oferty”? To chyba normalne, że mówi się często odklejone od prawdy słodkobrzmiące frazesy. Mateusz Borek tego nie rozumie?

***

Rozumiem, dlaczego tak wielu ludziom może nie podobać się Paulo Sousa. Jest on przejawem okrutnego cynizmu i wyrachowania, osoby myślącej przede wszystkim o samej sobie. Odziera futbolowy romantyzm z szat i pokazuje, że praca w reprezentacji Polski jest jak każda inna. A my chcemy wierzyć, że nie jest. Chcemy wierzyć, jak dziewczyna na pierwszej randce, że wszystko co mówi jej ukochany nie jest rzucane na wiatr. Ta wiara nas zaślepia i sprawia, że nie chcemy wierzyć w bezduszny świat piłki nożnej, który ukazał nam Paulo Sousa. I dlatego go tak nie lubimy.

Dziś już wszyscy jesteśmy mądrzejsi, o wiedzę, że Paulo Sousa nie poprowadzi naszej reprezentacji. Od momentu wydania oświadczenia 27 XII do 29 XII, udało się zamknąć całą sprawę zyskując tym samym nawet do 3,8 mln zł odszkodowania (jak podają niektóre źródła).  Czy są to duże pieniądze w skali choćby PZPN? Nie. Związek ma budżet na poziomie 200-300 mln zł, więc w perspektywie tego nie są to jakieś kokosy. Jest to jedynie próba ratowania twarzy i pokazania, że z Nami trzeba się liczyć, bo przecież tak bardzo (według niektórych) udowodnił nam Paulo, że nie trzeba.

***

Jeśli Paulo Sousa nauczył nas czegoś podczas tych świąt Bożego Narodzenia, to tego, aby się nie bać zmian. Nie bać się zmienić pracy i nie uważać na górnolotne frazesy o zaufaniu czy lojalności. Za tydzień będą następni, a jak mawiał pewien wieszcz: „Zwalniają, to znaczy, że będą zatrudniać”. Oczywiście, Sousa mógł wybrać lepszy moment na podjęcie i zakomunikowanie tej decyzji, ale z drugiej strony czasami, gdy przychodzi szansa, to moment jest tylko jeden. Wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku!

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony