Z perspektywy obu drużyn mógł być to kluczowy mecz. Nuda była w pierwszej połowie, a potem jeden, ale skuteczny cios. Po siedmiu wygranych meczach na własnym stadionie Lech Poznań uległ Rakowowi Częstochowa. Drużyna Marka Papszuna była bardzo dobrze zorganizowana w defensywie i miała Iviego Lopeza, który strzelił zwycięskiego gola. Poznaniacy po tej porażce stracili nie tylko fotel lidera, ale spadli na trzecie miejsce w tabeli.
Wiało nudą
Pierwsza połowa tego starcia rozczarowała. Oba zespoły potrafiły sprawnie rozgrywać piłkę, ale tylko do pola karnego rywala. Można powiedzieć, że w Poznaniu mieliśmy piłkarskie szachy. Nikt nie chciał się za bardzo otworzyć. Bramkarze nie mieli za wiele pracy, a kibice mogli czuć spory zawód.
Z dużej chmury, mały deszcz i zamiast hitu był kit. Oczekiwania kibiców były ogromne. W końcu Lech u siebie był bardzo mocny, a Raków jest najlepiej punktującym zespołem w 2022 roku.
Jeden celny strzał na bramkę wyraźnie podsumowuje pierwszą połowę. Po kapitalnym przerzucie Bartosza Salamona, Jakub Kamiński doskonale przyjął piłkę w narożniku boiska, potem łatwo zwiódł dwóch zawodników Rakowa, ale uderzył w miejsce, gdzie stał Kovacević. Strzał powinien być o wiele lepszy. To byłoby na tyle w tej części spotkania.
Lech ruszył, ale za późno
Druga połowa zaczęła się rozkręcać. Raków podkręcił tempo. Zawodnicy Lecha byli pod ciągłym pressingiem, a wysiłki drużyny z Częstochowy nie poszły na marne. 50. minuta meczu, Tudor kapitalnie wrzucił piłkę na dalszy słupek, a Ivi Lopez kontrującą główką zdobył gola. Zastanawiało mnie, co w tej sytuacji zrobił Pereira z Bednarkiem. Ten drugi najpierw zrobił krok do przodu, żeby później zrobić dwa w tył i przyspawać się do linii. Prawy obrońca był totalnie zaskoczony, że w polu karnym może być przeciwnik.
Lech musiał reagować, ale zawodnicy Macieja Skorży byli bez iskry. Przede wszystkim Joao Amaral. Facet, który napędza większość ofensywnych akcji drużyny, dzisiaj był po prostu fatalny. Bardzo dużo złych zagrań, niecelnych, łatwo tracił piłkę. Nie tylko on wyglądał słabo. Skrzydła były dzisiaj bezproduktywne. Velde nic nie dał od siebie, Kamiński oprócz paru zrywów i strzału w pierwszej połowie, też marnie, a do tego jeszcze Ba Loua, którego można nazwać rozczarowaniem. Dzisiaj był kompletnie poza meczem.
Lech miał swoją sytuację w drugiej połowie. Setkę zmarnował Kownacki. Ładnie zabrał się z piłką w polu karnym, ale uderzył obok słupka. Według statystyk gospodarze oddali zdecydowanie więcej strzałów, ale przy większości Kovacević nawet się nie spocił.
Doliczony czas gry podsumował dyspozycję obu drużyn w tym spotkaniu. Gospodarze posłali w pole karne mnóstwo wrzutek, ale żadna z nich realnie nie zagroziła bramce Rakowa. Albo piłka była wybijana głową przez któregoś defensora, albo wszyscy świetnie bronili i reagowali, na czele z Petraskiem i Niewulisem. Słaba ofensywa kontra dobra defensywa. Werdykt mógł być tylko i wyłącznie na korzyść częstochowian.
Wygrał zespół lepiej zorganizowany. Raków nie zagrał wielkiego spotkania, ale zasłużenie zwyciężył. Imponowało to, jak drużyna Marka Papszuna biega. Ciągły pressing i przebiegnięte 7 kilometrów więcej od Lecha. Podsumowaniem tej ciężkiej pracy było ujęcie, gdzie Gutkovskis, schodząc z boiska, bardzo ciężko oddychał.
Raków w tym sezonie jest najlepszą drużyną wyjazdową. Punktują najlepiej w 2022 roku. Do meczu z Lechem rozegrali 5 spotkań, licząc Puchar Polski, gdzie wygrali 4 mecze, strzelili 7 goli i stracili 1. Absolutnie najlepsza defensywa i to się potwierdziło w tym spotkaniu. Jeśli ktoś miał zdobyć twierdzę przy ulicy Bułgarskiej, to właśnie Raków.