Obserwuj nas

Felietony

„Kiełbasy w górę i…” A… Nie, czekaj…

Problem z fanatycznymi kibicami jest nierozwiązany od lat. Na ten temat powstało kilkaset tekstów, a sprawa jak była, tak jest nadal zamiatana pod dywan. Pytanie: co musi się stać, żeby w końcu politycy, kluby, PZPN i zarządcy polskich lig zasiali w głowie niedzielnego – i najbardziej pożądanego – kibica myśl, że na stadionie jest bezpiecznie?

Czas skończyć z pokutą

W umysłach statystycznych Kowalskich dominuje jeszcze opinia na temat kibiców rodem z lat 90. Że na stadionie jest niebezpiecznie, że możemy dostać po głowie i ogólnie kibole to bandyci. I to rzeczywiście kiedyś była prawda. No właśnie. B.Y.Ł.A. i w końcu sprawmy, żeby te słowa sprawdzały się w 100%.

Cieszę się, że mam to szczęście spotykać się na co dzień z ludźmi z różnych grup społecznych. Zarówno takimi, dla których stadion jest drugim domem i wiedzą, jak tam sprawy wyglądają obecnie. Ale też takimi, którzy trochę się dziwią, że mówię im o chodzeniu na areny piłkarskie w samych superlatywach. Że jest bezpiecznie itp.

Bo na polskich stadionach ogólnie jest bezpiecznie i większości z Was, którzy odwiedzają nasz portal, nie muszę o tym przekonywać. Jednak najważniejszą grupą docelową dla polskiego klubu powinni być tzw. „Janusze”. My – kibice (mniej lub bardziej fanatyczni) przyjdziemy na stadion nawet w złych czasach. Chociaż to ci bardziej liczni, ale mniej fanatyczni, mogą zapewnić większy wpływ pieniędzy do klubowej kasy. Bo kupią żarcie na stadionie, mimo że dla nas to nie jest kino i warto obejrzeć mecz, a nie wcinać bigos. Bo kupią szereg gadżetów dla siebie i rodziny. Wreszcie – bo część z nich jest właścicielami dużych lokalnych firm albo prezesami tych większych i dzięki temu może się otworzyć furtka do współpracy finansowo-promocyjnej z klubem.

Stadion to miejsce publiczne

„Polska piłka? Szkoda na to czasu” – myślę, że te słowa w ostatnim dziesięcioleciu wypowiedziało wielu biznesmenów, którzy mogliby wnieść do polskiej piłki realną kasę. Ale tego nie zrobią. Bo jak mają promować swoją firmę z organizacją, której przedstawicie odwalają cyrki na stadionie? Tak, każdy kibic to reprezentant organizacji, jaką jest jego klub.

W ostatnim tygodniu kibice GKS-u Tychy i ŁKS-u zorganizowali w sektorze gości stadionu Widzewa własną „imprezę”. Pewnie wielu z Was widziało sceny zniszczonej strefy cateringu. A najlepszym podsumowaniem był obrazek kibica, który wymachiwał kiełbasą na stadionie. W sensie, tą ze strefy cateringu… Oczywiście reakcje były jednoznaczne – potępiamy. I dobrze, ale co będzie dalej? Czy za tym pójdą jakieś odpowiednie kary? Pewnie nie, bo Komisja Dyscyplinarna z dnia na dzień nie wymyśli czegoś, co powinni dawno temu zrobić prawodawcy. Pewnie „poleci” kolejnym szablonem: kara finansowa dla klubu, odpowiedzialność grupowa dla kibiców i zakaz na wyjazdy na x meczów. Jednak to nie jest do końca jej wina, bo problem jest większy niż sama komisja.

https://twitter.com/and_klemba/status/1510664565062778881

Wyobrażacie sobie sytuację, że grupa kibiców wchodzi do supermarketu w obcym mieście, rozwala dział z jedzeniem w drobny mak, rzuca kiełbasą po sklepie, a wymierzenie kary zostawiamy jakiejś  komisji, zajmującej się handlem? Pewnie, że nie. Od razu takie sceny opisywane byłyby przez „Fakt”, „SuperExpress” i pojawiałyby się w głównych wydaniach serwisów informacyjnych wszystkich stacji. Z miejsca wypowiedzieliby się politycy i postawiliby policję w stan gotowości.

Albo inna sytuacja. Wierni przychodzą do swojego kościoła, demolują ławki, odpalają fajerwerki w środku. Przecież grzmoty episkopatu byłyby słyszalne przez tygodnie. Ale że podobną rzecz zrobili kibice GKS-u Katowice na swoim stadionie, to już inna sprawa. Mam wrażenie, że my już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że stadion to takie miejsce wyjęte trochę spod prawa. A to z kolei, mylimy z miejscem, gdzie można się wyszaleć. Niektórzy biorą to sobie do serca aż za bardzo.

Nie wińcie bandytów…

Z jednej strony uważam zachowanie tych bandytów stadionowych (nie mylić z kibolami) za karygodne. Z drugiej… Zastanówcie się przez chwilę. Gdyby można było np. do szkoły wejść z wyrzutnią fajerwerków i sobie nimi strzelać… Albo rozwalić ławki w klasie i zdemolować stołówkę. A na to wszystko dyrektor by powiedział: wiemy, że to byli uczniowie z klasy IIIC. Niestety byli zamaskowani i nie wiadomo, kto konkretnie. Dlatego cała klasa na pół roku dostaje zakaz korzystania ze szkolnego sklepiku. Oprócz tego – rodziców wszystkich dzieciaków z tej klasy obciążamy stratami za zdemolowanie szkoły. Później pojawiają się głosy oburzenia, ale ostatecznie zarówno patus z IIIC jak i wzorowa uczennica nie korzystają ze sklepiku. Rodzice, chcąc nie chcąc, ponoszą stratę i tak do następnego razu. Aż za pół roku znowu w innej szkole też coś się odwali.

Jestem przekonany, że gdyby w ten sposób karano uczniów, bez szukania naprawdę winnych, to zawsze znalazłby się ktoś myślący „inaczej” i demolował co jakiś czas szkołę. Bo co mu można zrobić? Inna sprawa, że gdyby incydenty w placówkach nauczania pojawiały się tak często, jak na stadionach, to Minister Edukacji i całe kuratorium lądowałoby kolejno na dywanikach swoich szefów.

Nie wińcie Januszy…

Nie dziwię się osobom, które uważają, że na polskim stadionie jest niebezpiecznie. Gdybym nie interesował się piłką i widział w mediach obrazki bandytów rzucającymi krzesełkami, też bym tak pomyślał. Dlatego na miejscu „pikników” zabrałbym swoich ukochanych i dzieciaki gdzieś indziej, a nie na mecz. I to jest jak najbardziej naturalne. Aby takie osoby przekonały się do wydarzeń piłkarskich „na żywo”, muszą zostać podjęte realne działania. I takim nie jest bardziej szczegółowe przetrzepywanie kibiców na mniej fanatycznych trybunach. Bo co z tego, że ja idąc z koleżanką na mecz nie mogę wnieść na stadion puszki coli, skoro 30 metrów dalej przepuszczają gościa z wyrzutnią fajerwerków? Domyślam się, że on nie ma w ciele aż takich zagłębień, by zmieścić tam wyrzutnię. Dlatego automatycznie – ktoś musiał go z tym wpuścić i o tym wiedzieć.

Jak żyć, Panie mądraliński?

Wiem, że z perspektywy klawiatury każdy z nas jest najmądrzejszy. Twitter najlepszym przykładem 😉 I dlatego nie będę mędrkował, co dany prezes, polityk, policjant czy inny działacz powinien zrobić. Skoro przez kilka lat najtęższe głowy polskiego piłkarskiego świata tego nie rozwiązały, to i ja sam nie rozwikłam tej zagadki w 10 minut. Ale jednak warto pamiętać, że w tym futbolowym światku są więksi od nas. Skoro uczymy się od nich, jak lepiej sprzedać, opakować produkt, to dlaczego nie mamy realnie się skonsultować w sprawie bezpieczeństwa na stadionach? Nie chodzi mi o typowe hasło: „na Zachodzie sobie poradzili” w tle z tamtejszymi kibicami przerywającymi mecz przez race. Jednak mam jakieś dziwne wrażenie, że kibic idący na mecz np. Premier League jest spokojniejszy o swoje zdrowie.

Podkreślam, że właśnie do takich lig chcę porównywać chociaż dwie najlepsze w Polsce klasy rozgrywkowe. Bo po przykładach frekwencyjnych Widzewa, Wisły Kraków czy Lecha jestem zdania, że niedzielny polski kibic nie musi oglądać Lewandowskiego, żeby przyjść dopingować swój zespół. Wystarczy zapewnić mu odpowiedni klimat na stadionie, gdzie przyjdzie z dzieckiem i spędzi miło czas.

Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony