Piłkarze Lecha Poznań chcieli przełamać złą passę w ekstraklasie i wygrać pierwszy raz w nowym sezonie. Dodatkową motywacją było pokazanie się z lepszej strony niż w starciu z Vikingurem Reykjavik. Gospodarze mieli swoje sytuacje, ale przegrali 0:1 po golu Schwarza i spadlli na samo dno tabeli mając 1 punkt. Jak wyglądały obie połowy? Kto się dobrze prezentował? Kto zawiódł?
Smaczki przed meczem
Kilka godzin przed spotkaniem przy ul. Bułgarskiej, asystent Macieja Skorży z Lecha Poznań, Rafał Janas, był gościem programu „Pogadajmy o piłce” na kanale Meczyki (YouTube).
Jednym z tematów było odejście Macieja Skorży i możliwość pracy Janasa na stanowisku pierwszego trenera. O kulisach całej sytuacji wypowiadał się tak:
– Nikomu nie zdradzałem jeszcze tej informacji. Powiem pierwszy raz. Na trzy dni przed rozpoczęciem treningów z Lechem dostałem telefon od osoby wysoko postawionej w poznańskim klubie, która powiedziała mi, że zacznę przygotowania i będę trenerem i że mam szansę zostać na dłużej, jeśli dobrze mi pójdzie w pucharach i lidze. Z taką informacją jechałem na pierwszy treningi Lecha – powiedział Rafał Janas w programie „Pogadajmy o piłce”.
– Po trzech dniach od tej informacji, że jednak jest trochę inaczej. Piotr Rutkowski wziął mnie pierwszego czy drugiego dnia na rozmowę i powiedział: „Słuchaj, na razie prowadzisz treningi, przedstawimy cię jako tymczasowego pierwszego trenera, ale chcę żebyś wiedział, że szukamy trenera”. Te trzy dni dużo zmieniły, nie wiem, co się wydarzyło. Być może kiedyś się dowiem, natomiast po tych trzech dniach Piotr Rutkowski powiedział mi, że szukają trenera, jest kilku kandydatów na razie, prowadzą rozmowy, są różne komplikacje, natomiast moje szanse na pozostanie pierwszym trenerem są raczej małe – kontynuował.
Wygląda to na brak planu działania. Muszę przyznać, że po przeczytaniu informacji o odejściu Macieja Skorży, sam miałem myśli czy nie warto postawić na Rafała Janasa. Znał zawodników, klub, kontynuowałby pracę swojego poprzednika i miał pewnie gotowy plan treningowy na zgrupowanie, który układali razem ze sztabem. Myśl kontrująca była taka, czy jest on gotowy na pracę jako pierwszy trener. Bałem się, że może to się skończyć jak przygoda Ivana Djurdjevicia, który dostał za mało wsparcia od władz Lecha.
Po czasie można być mądrzejszym i wydaję się, że to Janas byłby lepszym wyborem niż John van den Brom. Oczywiście ich CV są nie do porównania, ale holenderski trener przychodząc do klubu zmienił plan treningowy, a styl póki co nie pasuje zawodnikom. Treningi są bardziej intensywne, a piłkarze nieprzyzwyczajeni do takich jednostek treningowych. I to też może mieć jakiś wpływ na tak wiele kontuzji w pierwszym zespole.
Gra lepsza niż wynik
Kibice Lecha i sami piłkarze chcieli się zrehabilitować w starciu ze Śląskiem Wrocław. W poprzednim spotkaniu w eliminacjach Ligi Konferencji Europy, zabrakło skuteczności. Tym razem było tak samo. Gra nie było taka zła, ale zabrakło finalizacji sytuacji.
W 18. minucie meczu Lech poważniej zagroził bramce. Z boku pola karnego strzał oddawał Gio Citaiszwili, a Michał Szromnik pewnie odbił piłkę. Był to strzał, który musiał zostać obroniony przez bramkarza Śląska Wrocław. Kilka minut później, gruziński skrzydłowy szukał szczęścia po raz drugi, ale i tym razem się pomylił.
Lech Poznań miał piłkę, szukał szans, ale to piłkarze Śląska wyprowadzili skuteczny cios. W 26. minucie meczu Sousa na środku boiska stracił piłkę na rzecz Schwarza, a ten popędził na bramkę strzeżoną przez Filipa Bednarka. Czeski pomocnik wykorzystał bierność obrońców gospodarzy i precyzyjnie strzelił zza pola karnego dając gościom prowadzenie. Kryminał w obronie popełnili Lechici. Najpierw Sousa, który nie dość, że stracił piłkę, to wracał jakby nie mógł. Do tego doszła wątpliwa interwencja Kvekveskiriego i stała się tragedia. Znowu zabrakło doskoku do strzelca. Lech za łatwo traci gole i nie uczy się na swoich błędach. Podobną bramkę piłkarze Kolejorza stracili z Zagłębiem Lubin.
Zawodnicy mistrza Polski robili co mogli, żeby doprowadzić do remisu jeszcze w pierwszej połowie. Po raz kolejny próbował Citaiszwili, ale znowu niecelnie, Kvekveskiri ładnie uderzył z rzutu wolnego, ale Szromnik po raz kolejny był na posterunku. Chwilę później Gruzin jeszcze raz próbował uderzenia, ale piłka po rykoszecie znowu padła łupem bramkarza drużyny gości. Dopełnieniem nieskuteczności mistrza Polski w pierwszej odsłonie gry był słupek Filipa Marchwińskiego po strzale głową.
Wydaję mi się, że Lech nie zasłużył, żeby z pierwszej połowy schodzić przegrywając. Taką cenę płaci się za swoją nieskuteczność. Wcześniej bolączką zespołu był brak kreacji akcji w ofensywie, a w ostatnich dwóch spotkaniach bolączką jest finalizacja sytuacji. Z jednej skrajności w drugą.
Druga połowa bardzo słaba
Gospodarze mieli całe 45 minut na odrobienie strat, ale druga połowa nie była już tak dobra jak pierwsza i Lechici nie atakowali już z takim animuszem. Wręcz to Śląsk mógł, a nawet powinien podwyższyć prowadzenie. W 71. minucie meczu goście przeprowadzili kontrę. Yeboah dostał podanie na dobieg, odegrał do Erika Exposito, a ten będąc na środku pola karnego uderzył obok bramki. Duże szczęście miał Lech w tej sytuacji, a napastnik Śląska pokazał jak nie finalizować takich sytuacji.
W szeregi drużyny gospodarzy wkradło się dużo niedokładności, sporo strat i gry do tyłu. Możliwe, że u niektórych wystąpiło zmęczenie tym meczem i eliminacyjnym starciem w czwartek, ale to obala jeden duży mit. Mit o nazwie dział naukowy w Lechu. W klubie chwalono się, że staną się prekursorem pogodzenia gry co 3 dni na kilku frontach, bo stworzyli do tego specjalny dział naukowy. Ten dział miał wraz ze sztabem monitorować zawodników i stworzyć idealny plan treningowy przed nowym sezonem. No wypadło to blado, żeby nie powiedzieć, że w ogóle nie wypadło. Drugą stroną medalu jest szerokość kadry i zarządzanie nią przez van den Broma. Wydaję mi się, że trener też mógł od samego początku sezonu lepiej rozkładać siły niektórych zawodników.
To Lech miał szukać bramki wyrównującej, a zamiast tego rozgrywał piłkę między sobą na utrzymanie. Skończyłoby się to następnymi golami dla Śląska Wrocław. Dwie znakomite sytuacje miał wprowadzony przez trenera Djurdjevicia, Sebastian Bergier. W doliczonym czasie gry Szromnik odbił jeszcze dobry strzał „Kvekve”. Mistrz Polski próbował, ale ostatecznie trzy punkty jadą do Wrocławia.
Kto na plus? Kto zawiódł?
Jeśli mielibyśmy patrzeć i oceniać tylko pierwsze 45 minut to zdecydowanym plusem byłby Gio Citaiszwili. Był bardzo aktywny. Angażował się w pressing i większość akcji. Póki co to była najlepsza połowa w jego wykonaniu w barwach Lecha Poznań. W drugiej zgasł jak cały zespół. Do pełni szczęścia zabrakło tylko gola. Do tego Gruzin musi popracować nad skutecznością. Zresztą jak cała drużyna.
Druga połowa jest do zapomnienia. Jeśli trzeba byłoby kogoś docenić to Filipa Bednarka za obronienie strzału Bergiera. Reszta piłkarzy zagrała fatalnie. Widać było, że zawodnicy z każdą minutą coraz mniej wierzą w odrobienie strat. Przez ten mecz problemy mentalne tej szatni mogą się tylko nawarstwić.
Jeśli chodzi o to kto zawiódł najbardziej i był największym minusem meczu, to wydaję mi się, że większa część osób, która oglądało to spotkanie odpowie, że Afonso Sousa. Nie chciałbym się nad nim pastwić, bo już ostatnio dostało mu się od kibiców, ale wyglądał bardzo źle. W niektórych sytuacjach – jakby był zaskoczony, że piłka do niego leci. Dużo strat, a przede wszystkim ta najważniejsza, po której padł gol. Jedyny w tym meczu. Może Portugalczyk umiejętności ma, ale póki co ich nie pokazuje, a mentalnie też nie wygląda za dobrze.
Jak Lech próbował zagrozić bramce Śląska?
Lech od początku meczu grał mocne, długie piłki od stoperów w boczne sektory boiska do wbiegających bocznych obrońców. Ci dublowali pozycje skrzydłowych. Wydaję mi się, że Lechici za mało skorzystali z przewagi jaką mają Douglas i Pereira, czyli świetnie ułożone nogi. Zdarzało się, że wspomniani zawodnicy dograli bardzo dobrą piłkę, ale nie miał kto tego zamknąć czy nabiec na wrzutkę. John van den Brom od początku swojej przygody mocno korzysta ze skrzydłowych i bocznych obrońców, ale póki co nie przynosi to wymiernych korzyści.
Ciężko było się przedrzeć przez obronę Śląska innymi metodami, bo defensywa gości była szczelna i dobrze zorganizowana. W pierwszej połowie te długie piłki do bocznych obrońców wychodziły, ale w drugiej było tego coraz mniej. W Lechu brakowało ruchu bez piłki, żeby wyciągnąć defensywę Wrocławian do przodu i zrobić miejsce dla wbiegających zawodników.
Cały zespół „siadł” pod względem mentalnym. W poprzednim sezonie kluczem była mentalność zwycięzców i wygrywanie spotkań, w których nie zawsze wszystko dobrze wychodziło. Teraz to wygląda jak zlepek załamanych piłkarzy. Oczywiście sytuacja kadrowa w defensywie jest trudna i to wpływa na grę w tej części boiska, ale druga linia i atak są takie jak w zeszłym sezonie, a ciężko im zdobyć gola przeciwko Śląskowi Wrocław, który nie grał wyśmienicie, ale był dobrze zorganizowany.
Może i John van den Brom nie pasuje do Lecha, jego styl gry nie pasuje piłkarzom, a nawet brak stylu, bo ciężki w tym zespole jakikolwiek zauważyć. jednak jest jeden niezmienny i wspólny element porażek i takiego stanu rzeczy. Są to prezesi Lecha na czele z Piotrem Rutkowskim i ich wybory.
Kibic @LechPoznan