Obserwuj nas

Felietony

Nie umiera ten, który trwa w pamięci żywych

Nie umiera ten, który trwa w pamięci żywych. Są chwile, gdy piłkarski Twitter jednoczy się, rzadkie momenty gdy kibice Wisły i Cracovii, Lecha i Legii, Widzewa i ŁKS-u będą mówić jednym głosem. Te chwile niekiedy będą naprawdę smutne. To jeden z najtrudniejszych tekstów, jakie piszę i choć jest wspomnieniem wielkiego fana polskiej piłki, to tematyka jest o wiele szersza.

Coś co zwala z nóg

Wchodzę na portal X ostatnio znacznie rzadziej, w natłoku obowiązków i walk z własnymi problemami, starając się unikać negatywnych bodźców. Jednak nic innego nie mogło mnie tak zmieść jak to, co zobaczyłem dzisiejszego ranka. Gdy Filip Kijewski poinformował o śmierci Wojtka Bąkowicza przeżyłem połączenie szoku, smutku i pustki. Powody tego są różne. Jednak główny jeden. Wojtek był emanacją dobra. Chciałbym, by w tym naszym kibicowsko-pisarskim środowisku było więcej takich osób. Poniekąd miałem też okazję poznać Wojtka, więc tym bardziej wzbudzał on mój podziw.

Wojownik

O Wojtku usłyszeliśmy szerzej, gdy pojawiło się nagranie, na którym żongluje kulami krótko przed mundialem. Tak się składa, że po rosyjskim turnieju, gdy wciąż myślałem by iść na dziennikarstwo, dołączyłem do redakcji iGol.pl. Krótko po mnie do zespołu dołączył Wojtek. Osobiście cenię sobie rozdział iGol-owy w moim życiu, bo nauczył mnie dużo o profesjonalizmie, a pisanie tam było dla mnie lekiem na zżerającą mnie wtedy depresję. Jednocześnie wiem, że nie zawsze dowoziłem, moje stany psychiczne sprawiały opóźnienia w tekstach. Sam widzę po czasie wiele błędów, jakie robiłem.

Tymczasem Wojtek był dla mnie wzorem profesjonalizmu. Niesamowita, wręcz encyklopedyczna wiedza w głowie, świetne pióro, zaangażowanie we wszystko, czysty, bardzo dobry język. Szybko awansował do najważniejszych w redakcji.

Podziw mogło wzbudzać zwłaszcza to, że mimo tak poważnych problemów zdrowotnych i niepełnosprawności Wojtek starał się żyć pełnią życia. Żyć tym, co było dla niego bardzo ważne – piłką nożną, Ekstraklasą. Dziś pięknie pożegnała go Daria Wollenberg, rzeczniczka prasowa Korony Kielce (kiedyś Rakowa Czestochowa), która wspominała jak pomimo tego, że stadion w Bełchatowie nie był przystosowany do jego problemów, zawsze pojawiał się w sali konferencyjnej, by zadawać pytania. Dla Wojtka bowiem nie było niemożliwego – piłka była jego życiem, a że Bóg nie dał mu do niej zdrowia, to ją opisywał.

Mały Wielki Człowiek

Wszystkim nam nieraz puszczają emocje, wiem to dobrze, o ile atakowanie ludzi ad personam to zło, tak samo jest z hejtem. Sam po latach wstydzę się wielu wpisów, które umieszczałem na portalu X, a które pisałem wiele lat temu. Nawet dzisiaj w gorszych stanach się odpalam. Każdemu zdarza się używać hejtu w sieci. Prawie każdemu. Wojtek miał wyjątkową zdolność, coś co dotyczy niewielu ludzi. Nie potrafił hejtować. Nawet gdy silnie się z czymś nie zgadzał, pisał to delikatnie. Dzięki temu zapamiętamy go jako przykład wysokiej kultury. Myślę, że czasem powinniśmy się zastanowić, bo przecież można napisać coś ładniej niż „Josue… wulgarne określenie męskiego członka”. Może my jako kibice powinniśmy się czasem zastanowić, co piszemy?

Najważniejszym jednak co powinno nam, społeczności kibicowskiej w Polsce, zostać po Wojtku Bąkowiczu, to jedna tak prosta i ważna prawda. Wbrew przeszkodom i problemom, wbrew temu, co nas boli, wbrew wszystkiemu zawsze żyjmy tym, co kochamy i starajmy się być w tym najlepsi.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Felietony