Obserwuj nas

Felietony

Stolarczyk zdobył zaufanie | #MinąłWeekend – 2. kolejka

Po kompromitującym występie warszawskiej Legii przeciwko Spartakowi Trnava i zaskakująco dobrym, jak na polskie eurowpierdolowe standardy, występie Jagiellonii, Lecha i Górnika, nastał weekend. A skoro weekend, to po dłuższej przerwie – także cykl „#MinąłWeekend”, w którym podsumowywać będę tydzień w tydzień ligowe widowiska, jakich oglądanie powinno być dla każdego zaszczytem. Ostatni weekend, to traktowane po macoszemu przez pucharowiczów mecze ligowe, a także – przede wszystkim – lekka poprawa nastrojów w krakowskiej Wiśle.

MECZ WEEKENDU: WISŁA KRAKÓW – MIEDŹ LEGNICA

STOLARCZYK MA WIĘKSZE „COJONES” NIŻ SAMI HISZPANIE!

W swoim drugim meczu, w najwyższej klasie rozgrywkowej, absolutny beniaminek z Legnicy znów nie sprzedał skóry łatwo. Choć na początku przy Reymonta wydawał się nieco bojaźliwy, a Wisła mogła prowadzić 3:0 lub nawet 4:0, udowodnił, że w piłkę grać potrafi i chce.

W 11. minucie świetny przed tygodniem Ojamaa uderzył z 20 metrów na tyle dobrze, że tylko szczęście przy interwencji uratowało Michała Buchalika. Bramkarz Wisły zrehabilitował się jednak w późniejszych sytuacjach. W 32. minucie zatrzymał wskakującego do składu Petteriego Forsella.

W ataku gospodarzy najbardziej aktywny był Zdenek Ondrasek. Pozbawiony opieki Czech w 42. minucie uderzył obok bramki, ale już minutę później po dobitce trafił. Najpierw z rzutu rożnego w pole karne piłkę wrzucił Pietrzak, strzał Wasilewskiego obronił Sapela, ale na napastnika Wisły ostatecznie mocnych nie było. To jego pierwszy gol od marca 2017, kiedy to wbił piłkę do siatki w meczu z Piastem Gliwice.

***

Po przerwie, gdy Miedź wykonywała rzut rożny, Wisła z kontry zrobiła dokładnie to samo co Belgia z Japonią. Piłkę przejął Patryk Małecki, rozegrał z Imazem, a na koniec dograł do Dawida Korta. Nowy gracz Białej Gwiazdy już w 2 meczu wbił piłkę do siatki czym udowodnił bardzo dobrą formię na starcie rozgrywek.

Czech Ondrasek w 53. minucie po podaniu Rafała Pietrzaka mógł mieć już dublet, ale piłka trafiła w słupek. A ponieważ niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, kwadrans później po faulu Macieja Sadloka, na dobrze prezentującym się po wejściu z ławki Konradzie Piaseckim, arbiter podyktował karnego, którego na gola zamienił Marquitos.

Kolejne gole już nie padły, a stało się tak głównie za sprawą bramkarzy. Na raty przy strzale Małeckiego interweniował Sapela, a później Wiślaków wyśmienitym refleksem zapewnił utrzymanie wyniku Buchalik.

***

Choć w piątek w Krakowie frekwencja nie przekroczyła 10.000, kibice mają powody do lekkiego odetchnięcia z ulgą. Po problemach finansowych, klubowa kasa powoli się domyka (póki co), stadion i porozumienie z władzami miasta są (póki co), a strata Carlitosa nie pozostawiła – jak niektórzy sądzili – braku klasowych napastników. Wreszcie trener Maciej Stolarczyk udowadnia, że z jego chęciami i charakterem, Biała Gwiazda wcale nie musi zblednąć, a hiszpańskie kosztowne eksperymenty trenerskie nie są wcale lepsze niż skromny trener z przeszłością i identyfikacją z klubem.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Zdenek Ondrasek

ondrasek

Niespełna 30-letni Czech w swoim poprzednim klubie (norweskim Tromso IL) był o wiele bardziej skuteczny niż w Wiśle. W 96 meczach w Tromso strzelił 38 goli, dla porównania – w Wiśle rozegrał 47 meczów pakując piłkę do siatki zaledwie 9-krotnie. Statystyka ta może jednak w tym sezonie ulec poprawie, szczególnie po przełamaniu złej passy. Skuteczny napastnik byłby dla Wisły zbawienny, zważając na jej kłopoty finansowe a także na zawsze w Krakowie wysokie oczekiwania.

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats






TYM RAZEM MUSI BYĆ LEPIEJ NIŻ ROK TEMU!

LECHIA GDAŃSK – ŚLĄSK WROCŁAW

Bo gorzej już być nie może. Obie drużyny, choć jeszcze niedawno były w czołówce ligi, mają duże aspiracje, piękne stadiony i wysokie jak na polskie warunki budżety (Lechia 45, Śląsk 30 mln zł), a mimo to, w ubiegłym sezonie drżały o ligowy byt. Ten jednak rozpoczęły od zwycięstw i w 2. kolejce chciały powalczyć o pozycję lidera ligi.

Od początku meczu aktywny w ataku był Lukas Haraslin. W 9. minucie wydawało się, że niepotrzebnie zszedł z piłką w stronę linii końcowej zamiast strzelać. Jego szybkość i bierność ze strony Wojciecha Golli spowodowały jednak, że nieradzący sobie na lewej obronie Mateusz Cholewiak sfaulował Słowaka w polu karnym. Sędzia tego meczu, Szymon Marciniak, wbrew swemu mundialowemu zwyczajowi zdecydował się podejść do monitora, co utwierdziło go w decyzji o przyznaniu jedenastki. Z „wapna” w lewą stronę bramki po ziemi trafił Flavio Paixao. To jego drugi gol w tym sezonie.

W kolejnych minutach szanse stwarzali sobie goście. Najpierw strzał Arkadiusza Piecha obronił Dusan Kuciak, a w 25. minucie po podaniu Celebana do siatki trafił nowy nabytek wrocławian, Wojciech Golla, jednak Szymon Marciniak bramki nie uznał – wg niego uwagę Kuciaka absorbował Piech. A czy jest za co krytykować „najlepszego polskiego arbitra”? Jeden rabin powie tak, drugi inaczej. Marciniak z decyzji się raczej wybronił, ale nie powinny robić tego UEFA i FIFA ustalające przepisy piłki nożnej. Na dzień dzisiejszy te najbardziej sprzyjają arbitrom, a nie duchowi gry.

***

W 31. minucie kolejna kontrowersja. Rozczarowujący Cholewiak po raz kolejny sprokurował rzut karny, tym razem jednak na granicy pola karnego. Tym razem Paixao chciał upokorzyć Jakuba Słowika podcinką. Upokorzył… ale siebie, bo delikatnym uderzeniem trafił wprost, w czekającego na takie zagranie byłego bramkarza Jagiellonii.

Cholewiak miał w 2. połowie jedną szansę na zmazanie plamy i wyrównanie wyniku, ale trafił w słupek. Chwilę później w obramowanie drugiej bramki strzelił Paixao. Wreszcie w 83. minucie po rzucie rożnym, pozostawiony przez Patryka Lipskiego samotny Celeban, w drugim meczu z rzędu zdobył bramkę głową.

Obie drużyny czekają teraz ciężkie wyjazdy. Lechia w sobotę zagra przy Łazienkowskiej przeciw Legii, która, bardzo możliwe, będzie chciała udowodnić, że stać ją jeszcze choćby na awans do Ligi Europy, a Śląsk przy Bułgarskiej z posiadającym komplet punktów, Lechem.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Lukas Haraslin

Wciąż młody, 22-letni były piłkarz Parmy dopiero co wrócił po ciężkiej kontuzji, a już od pierwszego meczu tworzy z Flavio Paixao siłę w ataku godną do pozazdroszczenia dla wielu drużyn. Jeśli utrzyma formę i przede wszystkim ominą go kontuzję, może być to jego sezon. Wówczas, tak jak Petarowi Brlekowi z Wisły, nadarzyłaby się szansa na fajny transfer (już latem było zainteresowanie Słowiakiem). W meczu ze Śląskiem Haraslin opuścił jednak boisko już w 67. minucie. I była to, a jakże, zmiana wymuszona kontuzją.

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats


„POLSKIE BENEVENTO” SZYBKO WYJAŚNIONE

ZAGŁĘBIE LUBIN – ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC

W ubiegłym sezonie, włoski akcent w postaci Sandecji zwanej „Bianconeri” ku uciesze mas pożegnał się z Ekstraklasą. Życie nie znosi próźni, więc włoskie nawiązanie, koniecznie negatywne lub prześmiewcze, musi być! Tym razem padło na Zagłębie Sosnowiec. Klub z małym, mocno przestarzałym stadionem, pasującym raczej do ligi z lat 90, nie ma także kadry i umiejętności na grę w Ekstraklasie. Jeśli szybko nie pozyska kilku klasowych graczy, może być polskim Benevento. Klubem z innej bajki, który owszem – serce i płuca na boisku zostawi, a czasem sprawi nawet jakiegoś psikusa faworytowi (jak remis z Milanem), ale w dłuższej perspektywie uniknięcie spadku byłoby jeszcze większą niespodzianką niż sam awans do elity.

Sosnowiczanie samym nastawieniem do meczu pokazali, że umiejętności im trochę brakuje. Prócz szansy stworzonej w chaosie w 8. minucie, głównie przeszkadzali gospodarzom. Ci nie potrafili defensywnie grających gości ugryźć, przez co o pierwszej połowie możemy powiedzieć tyle, że się odbyła. A jeśli takie wymijające sprawozdanie z połowy meczu pojawia się przy temacie Ekstraklasy, naprawdę oznacza, że nie działo się kompletnie nic. Przecież gdyby być bardziej surowym dla poziomu ligowych widowisk, „#MinąłWeekend” ograniczałby się w wielu przypadkach do wpisania wyników meczów i strzelców bramek.

***

Druga połowa zrekompensowała nam jednak cierpienia sobotniego popołudnia, kiedy to normalni ludzie albo popijali piwko na trawce, albo robili tam, na tej trawce Bóg wie co jeszcze i tylko my, ekstraklasowi napaleńcy śledziliśmy wydarzenia w Lubinie.

W 53. minucie lubinianie rozpoczęli oblężenie bramki beniaminka. Po strzale Bartłomieja Pawłowskiego, piłka odbiła się od słupka i wróciła do gry, w 54. aktywny Dziwniel wrzucił piłkę na główkę Janoszki, a ten zmarnował stuprocentową sytuację. W 55. minucie chaotycznie w polu karnym zachował się wspomniany Janoszka, a chwilę później wszedł na boisko nowy nabytek Miedziowych, 26-letni Damjan Bohar. I narobił szumu. Najpierw podał do Tuszyńskiego, który zniweczył starania Słowaka. Chwilę później po rzucie rożnym po raz kolejny rzut karny sprokurował Piotr Polczak. Były gracz m.in. ligi rosyjskiej zagrał ręką, a z jedenastki trafił kapitan, Filip Starzyński.

Bartosz Kopacz, któremu gospodarze zawdzięczać mogli wymuszenie błędu Polczaka, popełnił w 66. minucie błąd. Stracił piłkę, a Dominika Hładuna w sytuacji sam na sam pokonał Konrad Wrzesiński. Ale na boisku był Bohar i… Jakub Mares. Słoweniec podał piłkę pod nogi Maresa, a ten „zrewanżował się” rywalowi do miejsca w składzie, Patrykowi Tuszyńskiemu, golem. W ostatniej minucie meczu mógł wyrównać licznik bramek i tak jak „Tuszek” przy Łazienkowskiej pochwalić się dwoma trafieniami, ale po podaniu Bohara wszystko zrobił dobrze – wszystko z wyjątkiem strzału, który znakomicie obronił Kudła.

Ekipa z Lubina ponownie zwycięska, a co równie ważne – z nowymi bohaterami – Maresem i Boharem uda się za tydzień do Gliwic. Sosnowiczan czeka mecz z Pogonią, w którym spróbują zdobyć swoje pierwsze punkty po powrocie do Ekstraklasy.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Damjan Bohar

Nowy nabytek Zagłębia Lubin po wejściu na boisku w 58. minucie szalał aż miło. Zaliczył jedną asystę, a mógł ich mieć, przy lepszej skuteczności kolegów, aż trzy. W minionym sezonie w barwach słoweńskiego Mariboru strzelił 4 gole i miał 2 asysty w 20 ligowych meczach, a jego klub zdobył zaledwie wicemistrzostwo. Jednak o ile ubiegły sezon nie był zbyt udany, statystyki Bohara w słoweńskiej ekstraklasie wyglądają co najmniej dobrze. W 197 meczach strzelił 35 goli i zanotował 17 asyst. Czy w Zagłębiu będzie podobnie? Patrząc na liczbę obcokrajowców w Lubinie widzimy, że nie jest ich wielu a ci którzy są, odgrywają znaczące role – jak Mares, czy kapitan zespołu Guldan. Wszystko więc przed 26-latkiem!

O meczu dwóch Zagłębiów z perspektywy sympatyka tych „Miedziowych” napisał Michał Szczygieł:

Zagłębie wygrywa, znaczy to z Lubina!

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats






LEPIEJ NIE MIEĆ TRENERA, NIŻ NIE MIEĆ PIŁKARZY

KORONA KIELCE – LEGIA WARSZAWA

Podczas gdy w Ostródzie trwał festiwal disco polo, a ludzie bawili się w najlepsze przy swojskich hitach, Korona w meczu z Legią wobec wielu problemów gości postrzegana była jako faworyt. Jednak, jak się okazało, Legia bez trenera > Korona bez piłkarzy

Jednym z niewielu piłkarzy z krwi i kości jacy zagrali w sobotę w Koronie był Ivan Jukić. To właśnie on w 32. minucie obrócił się z piłką i po raz 2. w sezonie trafił do siatki rywali. Wcześniej nieporadnością w obronie Legii wykazywali się Adam Hlousek, czy Mateusz Wieteska. Ten pierwszy jednak swoimi ofensywnymi wypadami nieco maskował złe wrażenie stwarzane w defensywie. Zupełnie obok 1. połowy przeszedł też Konrad Michalak. Kreatywny w ataku i niezły w zadaniach defensywnych jeszcze w Płocku zawodnik, po przerwie dostał od Klafuricia pstryczka w nos i na boisku już się nie pojawił.

***

Legia piłkarzy z wysokimi umiejętnościami ma, a skoro po przerwie (chyba chwilowo) ustały objawy… wirusa, mogli pokazać pełnie możliwości. W 57. minucie po zgraniu Carlitosa zupełnie niepilnowany Mączyński oddał strzał, który nawet najlepszemu snajperowi nie powinien wyjść. Oczywiście zgodnie z kompletnym brakiem logiki wyszło, weszło i obudziło na nowo nadzieje warszawian na 3 punkty. A po wspomniany komplet oczek pchnął Legię po upływie zaledwie 8 minut Jose Kante. Asystował mu Hlousek, a bramkę na 1-1 i 2-1 dla Legii łączy jeden fakt. Ani Kante, ani Mączyński nie napotkali się z przeszkodami w postaci dzielnie walczących w obronie zawodników Korony.

Wniosek z tego taki, że czasami lepiej nie mieć trenera, niż nie mieć zawodników. Jeśli jednak jedyną nadzieję Legioniści we wtorek upatrywać będą w tym, że będzie jak w 2. połowie z kielczanami, to muszą naprędce zaserwować swoim zawodnikom jakiś sok z gumijagód. Tak biernej obrony, jak ta kielecka, na pewno na Słowacji nie zobaczymy.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Ivan Jukić

Fot.: Facebook: Korona Kielce

Nie sposób nawet po wygranym meczu chwalić Legionistów. Należy więc wyróżnić, chyba najbarwniejszą postać początku sezonu w Koronie – Ivana Jukicia. Chorwat ma na koncie już 2 gole i imponuje formą. W ubiegłym sezonie strzelił cztery, co jest i tak znakomitym wynikiem jeśli porównamy to z jego bilansem w chorwackiej ekstraklasie. Tam, w barwach RNK Split Jukić strzelił dokładnie… jednego gola.

O męczarniach w Kielcach i nadziejach na drugą połowę dwumeczu ze Spartakiem, taką jak drugą meczu z Koroną, pisze kibic Wojskowych, Dawid Proczek:

Legio, czy leci z nami pilot?

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats


EWOLUCJA W ZABRZU OBJAWIA SIĘ SINIAKAMI, NIE KRWOTOKAMI

GÓRNIK ZABRZE – WISŁA PŁOCK

Ten drugi scenariusz, to klęska już w 1. rundzie eliminacji LE z Zarią Balti i porażka w lidze. Po odejściu Kurzawy, Kądziora, Bochniewicza czy Wieteski kibice Górnika mieli prawo do niepokoju, ale jak się okazuje – nie jest tak źle. Pierwsze gole w swojej seniorskiej karierze strzela Daniel Smuga, a i nie daje o sobie zapomnieć Igor Angulo.

W niedzielnym meczu, w środku pola zagrali: kapitan Matuszek oraz Żurkowski. Pomimo tego, że wspierali Koja i Suareza w defensywie, ta nie uniknęła błędów. W 35. minucie Giorgi Merebaszwili wrzucił piłkę w pole karne, a głową strzelał Varela. Powstrzymał go wówczas jednak świetną interwencją Loska. I to by było na tyle pochwał pod jego adresem. Przez praktycznie całe spotkanie młody bramkarz był elektryczny i nie potrafił złapać piłek, które w normalnych warunkach łapałby nawet obudzony z głębokiego snu.

Choć przy bramce Wisły tuż po przerwie to nie Loska najbardziej zawinił. Lewą stroną w pole karne piłkę wprowadził Szwoch, a powracającego do Polski Ricardinho nie upilnował ani Koj, ani Gryszkiewicz. Chwilę później akcje napędził po raz kolejny Merebaszwili, ale z prostej pozycji skiksował kapitan, Damian Szymański.

***

54. minuta to prawdopodobnie najbardziej kuriozalna sytuacja. Zaczęło się od kolejnego błędu Koja. Potem w sposób niewytłumaczalny Loska nie trafił w piłkę. I kiedy wydawało się, że do pustej już bramki piłka wpaść musi, zupełnie znikąd pojawił się i naprawił swój błąd Koj. Takie rzeczy mogły wydarzyć się chyba tylko w Ekstraklasie.

Górnik okazji bramkowych nie miał i wydawało się, że prędzej to Wisła podwyższy prowadzenie, niż gospodarze wyrównują, ale w 75. pojawił się on – Igor Angulo. Po wejściu z ławki Bask wykorzystał podanie Gryszkiewicza, przyjął bardzo trudną piłkę i strzelił swojego pierwszego gola w Ekstraklasie w tym sezonie.

Górnik pomimo błędów w obronie może dziś mówić, że ewolucja przebiega bez większych problemów, a zespół jest tylko nieco poobijany, ale z miejsc na boisku, które pozostawili po sobie odchodzący Kurzawa, Kądzior czy Wieteska – przynajmniej nie sączy się krew.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Mateusz Szwoch
Arka Gdynia Szwoch

Fot.: Monika Wantoła

Napastnik, który trafił do Płocka z warszawskiej Legii, choć ostatnie dwa sezony spędził w Arce, może być kolejnym wyrzutem sumienia Wojskowych. W Płocku sezon zaczął napędzony, pełny sił i jeśli utrzyma formę, razem z Merebaszwilim, Ricardinho i Stiliciem (jeśli ten odzyska utracone właśnie miejsce w składzie), mogą stworzyć atak na czołówkę tabeli.

 

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats


DROGA DO MISTRZOSTWA KRYTYKĄ USŁANA

LECH POZNAŃ – CRACOVIA

Przed sezonem trener Pasów, Michał Probierz wspominał, że tytuł wcale nie jest niemożliwy. Jeśli tak, to droga do niego usłana będzie krytyką, bólem, a konieczne będzie też odrabianie punktów, bowiem Cracovia znów przegrała. Tym razem z zaskakująco przekonującym Lechem. Przekonującym, jeśli weźmiemy pod uwagę nastroje po końcówce ubiegłego sezonu, transfery i karę – ostatecznie oczywiście skróconą przez wojewodę.

W niedziele przy Bułgarskiej było jednak wciąż nadal pusto i tylko hymn wspomniał coś, że „ludzi tłum przez miasto gna”. Lech wygrał, a od samego początku meczu było widać wyraźną różnice w klasie obu zespołów.  Na początku meczu blisko gola był najpierw po dobrym podaniu Tiby, później – po uderzeniu głową Trałki i interwencji Gostomskiego. W 20. minucie Tiba doskonale podał do Kostewycza, a gdy okazji nie wykorzystał Gytkjaer, ostatecznie dobił Darko Jevtić.

***

Cracovia najpierw zasugerowała walkę o wyrównanie, dobrze zorganizowaną akcją, a później – w 43. minucie po zagraniu ręką Janickiego, z jedenastu metrów uderzył ponad bramką Helik. A jeszcze niedawno chwalił się, że nigdy nie zmarnował rzutu karnego. Karma?

Aktywny z przodu był Makuszewski, ale wciąż nieskuteczny Gytkjaer. W 75. minucie po podaniu „Makiego” blisko drugiej bramki, w swoim drugim meczu w barwach Lecha był Amaral, ale ostatecznie to po błędzie krakowskiej obrony w 89. minucie Gajos zagrał do Gytkjaera, a ten w końcu trafił. Lech zaczął sezon od dwóch triumfów i jest na najlepszej drodze, by znów liczyć się w walce o tytuł.  W sezonach  16/17 i 17/18 był trzeci. Może do trzech razy sztuka?

Wyszedł ponad ligową przeciętność:  Maciej Makuszewski
Lech wygrywa z Wisłą

fot. Monika Wantoła

Kontuzja wyeliminowała go z mundialu, w walce o który wrócił do gry wcześniej niż ktokolwiek się spodziewał. Wykupiony rok temu z Lechii skrzydłowy  w Poznaniu regularnie wychodzi zresztą ponad ligową przeciętność, tak jak w niedzielnym meczu.

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats


ZŁOTY TYDZIEŃ DLA PODLASIAN!

ARKA GDYNIA – JAGIELLONIA BIAŁYSTOK

Praktycznie każda drużyna przeżywa lepsze i gorsze momenty. Ma wahania formy. Tyczy się to zarówno Realu Madryt, jak i Iskry Stolec, a chyba najbardziej białostockiej Jagiellonii. Ta, po dobrej serii w końcówce rundy jesiennej ubiegłego sezonu, przegrała we Wrocławiu, po powrocie rozpoczęła zwycięską serię trwającą 5 kolejek, potem na 8 kolejnych meczów wygrała zaledwie dwa, a więc i 3 wygrane pod koniec sezonu nie dały wymarzonego mistrzostwa. Dziś Jagiellonia wydaje się być w znakomitej, pucharowej formie i po nieco szczęśliwym, wygranym sercem meczu z Rio Ave, swoją prawdziwą siłę pokazała w Gdyni.

Miniony tydzień okazał się dla kibiców Jagiellonii złoty – zaliczka z solidnym rywalem i podbudowujący triumf na wpół rezerwowego składu na trudnym terenie muszą cieszyć, choć początek meczu przy Olimpijskiej nie wskazywał na tak pozytywny obrót spraw. Trener Ireneusz Mamrot dokonał aż 6 zmian w porównaniu z czwartkowym spotkaniem. Do składu wskoczyli Roman Bezjak, Karol Świderski, Kuba Wójcicki, Martin Pospisil, Rafał Grzyb oraz Bodvar Bodvarsson.

***

To Arka od początku meczu była stroną waleczniejszą i bardziej kreatywną, podczas gdy pomysł Jagi ograniczał się do odebrania piłki i uderzeniu z daleka. Pierwszy prawdziwie groźny strzał zakończył się bramką. Futbolówkę z pola karnego wybił kapitan gospodarzy Adam Marciniak, ta trafiła pod nogi Świderskiego i było 0:1. Chwilę później szansę na wyrównanie po kiksie Romańczuka miał niepewny w tym meczu Luka Marić. Kto wie, jak mecz wyglądałby dalej, gdyby Chorwat to wykorzystał.

Po przerwie natomiast wyglądał bardzo jednostronnie. Wicemistrz Polski przejął kontrolę nad meczem i nie pozwalał Arce na nic. W 59. minucie po brawurowym wejściu w pole karne, Burliga odegrał do Pospisila, ale gdy piłka do niego wróciła, wobec wyjścia Steinborsa, nie miał już szans na strzał w światło bramki. 7 minut później, znów po stracie Arki i znów przy udziale Burligi rozpoczęła się kontra Jagi. Romańczuk zagrał na lewą stronę do Pospisila, a gdy piłka pojawiła się w polu karnym, za daleko od Świderskiego był Luka Marić. 22-latek tylko wyciągnął prawą nogę i wpakował piłkę do bramki.

***

Dobrze w ofensywie grał (w defensywie nie miał zbyt wiele pracy) Islandczyk, Bodvarsson, ale jego znakomitych podań nie wykorzystywał Bezjak. Spośród tego towarzystwa, które wskoczyło do jedenastki wicemistrzów Polski, oczekiwań po raz kolejny nie spełnił, niezgłoszony zresztą do meczów z Portugalczykami, Bezjak. Reszta spisała się na tyle dobrze, by być opcją rezerwową w najważniejszym dziś dla Dumy Podlasia meczu na północy Portugalii.

Arka po brawurowym wejściu w sezon i pokonaniu warszawskiej Legii w meczu o Superpuchar, tym razem przegrała, na koncie ma tylko punkt i w perspektywie mecz z jeszcze gorzej spisującą się Cracovią.

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Bodvar Bodvarsson

23-letni Islandczyk przyszedł do Jagiellonii w lutym z jedynego na Islandii w pełni profesjonalnego klubu, HF Hafnarfjardar i od początku miał być solidnym zastępcą Guilherme. W niedzielę jego dwa świetne podania do Romana Bezjaka powinny zakończyć się golami i jedynie słabość byłego gracza Bundesligi spowodowała, że Islandczyk jest wciąż bez liczb. Bodvarsson jeszcze w barwach HF strzelił dwie bramki na kamienistym stadionie w Bradze, więc czemu miałby tego nie uczynić w Vila do Conde?

Wywiad z egzotycznym jak na polskie warunki piłkarzem tuż po jego przyjeździe przeprowadził Maciej Rogowski:

Świetny ruch transferowy Jagiellonii! Reprezentant Islandii jedną nogą w Białymstoku

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats


NIE LUBIĘ PONIEDZIAŁKU, W ODRÓŻNIENIU OD PIASTA!

POGOŃ SZCZECIN – PIAST GLIWICE

Przy nowym rozdaniu praw do pokazywania Ekstraklasy, po tym sezonie, prawdopodobnie w poniedziałek nie będziemy grać wcale, albo tylko późnym wieczorem, o 20:30 (dziwnym zbiegiem okoliczności wyłączając Lecha i Legię). Taka zmiana nie powinna być zbytnio bolesna, a jeśli nawet, to tylko dla masochistów lubujących się w zamykających kolejkę meczach. No ale oni przecież i tak lubią jak boli, więc w sumie na jedno wyjdzie. Właśnie takim meczem, po którym wszyscy zgodnie powinniśmy krzyknąć hasło „Nie lubię poniedziałku” było starcie Pogoni z Piastem.

Szybko strzelony gol na mundialu, czy w rozgrywkach europejskich stwarza widzom szansę na świetne widowisko, bo rywal będzie gonił wynik, bo się otworzy z tyłu. Taka szansa w Ekstraklasie to jednak tylko złudzenie, ponieważ dobre widowisko i poniedziałkowe popołudniowe słońce po prostu do siebie nie pasują.

***

W 11. minucie było już 2:0. Najpierw, w 6. minucie niewysoki Joel Valencia wykorzystał błąd młodego Sebastiana Walukiewicza, o którego ponoć zabiegają silne kluby europejskie. 5 minut później, po rzucie rożnym, piłka trafiła do Mateusza Maka, a po jego uderzeniu z ostrego kąta, piłka poleciała w lewą stronę bramki. I znów przyczyniła się do tego Pogoń, a dokładniej dwójka jej obrońców – Ricardo Nunes i… znów Walukiewicz, którzy nawzajem sobie przeszkodzili w próbie interwencji i jak się później okazało, zapewnili Piastowi drugi w sezonie komplet punktów.

W zespole gospodarzy najaktywniejszy był Radosław Majewski. Najpierw uderzył obok lewego słupka, później w światło bramki z rzutu wolnego, ale nie sprawiło to większych problemów Jakubowi Szmatule. Pod koniec 1. połowy pojedynek z rywalem wygrał kiepski w defensywie Nunes, a chwilę później pechowo, bo w poprzeczkę, trafił Dawid Błanik.

Po przerwie Pogoń ruszyła na bramkę Piasta, ale po dwóch kontrowersyjnych sytuacjach – strzale Hołoty, po którym piłka nie przekroczyła linii bramkowej i niezamierzonej ręce zawodnika Piasta w swoim polu karnym -zapał i siły Pogoni zgasły.

***

Piast wygrał swój drugi mecz w sezonie i z kompletem punktów plasuje się na szczycie tabeli, a Pogoń po poniedziałkowej porażce zaczyna być porównywana do tej Skorży (a wiemy, że o gorsze porównanie w Szczecinie naprawdę trudno). Drużyna trenera Runjaicia (nazwisko podobne do Klafuricia, gra póki co też) spróbuje zrehabilitować się już w piątek, w Sosnowcu. Jeśli i tam nie pójdzie, szansa nadarzy się w spotkaniu u siebie przeciwko krakowskim Pasom. A skoro o łatwiejszy terminarz na początku sezonu naprawdę ciężko, już czas na zdecydowany ruch Runjaicia!

Wyszedł ponad ligową przeciętność: Joel Valencia

Niski (164 cm wzrostu), ale zwinny Ekwadorczyk trafił do Gliwic w lipcu ubiegłego roku i już w drugim swoim meczu przeciwko Jagiellonii zaprezentował się z bardzo dobrej strony. W ubiegłym sezonie w Piaście zagrał w 25 meczach, a strzelił tylko 3 gole. Teraz, gdy trener Fornalik mówi o wyższych celach, także 23-latek powinien mieć lepsze liczby. W meczu z Pogonią był w ataku gości prawdziwą petardą i już na początku meczu wpisał się na listę strzelców.

SKRÓT MECZU: KLIKNIJ

Grafika: EkstraStats

JEDENASTKA CHWAŁY

Buchalik – Wrzesiński, Runje, Celeban, Bodvarsson – Starzyński, Tiba, Bohar – Świderski, Ondrasek (kapitan), Haraslin

JEDENASTKA WSTYDU

Loska – Polczak, Helik, Walukiewicz – Michalak (kapitan), Dimun, Łukasik, Kozulj, Cholewiak – Bezjak, Oliva

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony