
Lech Poznań awansował do fazy grupowej Ligi Europy. Drużyna trenera Żurawia dokonała wielkiej rzeczy, która w polskim futbolu jeszcze wcześniej nie miała miejsca.
Od pierwszej rundy do fazy grupowej
Parę miesięcy temu na Twitterze napisałem, że brak meczów rewanżowych może pomóc polskim zespołom i właściwie tak się stało. Przed eliminacjami znowu były wielkie nadzieje. Jednak wszyscy byli pewni, że skończy się jak zawsze. Cracovia odpadła już w pierwszej rundzie, Piast jak wspominałem w wcześniejszym felietonie wstydu nie przyniósł. Do czwartej rundy doszli Lech i Legia, ale z awansu cieszyła się tylko drużyna z Poznania.
Ciężki początek eliminacji
Lech Poznań od sezonu 2015/2016 nie grał w fazie grupowej. Zwykle odpadał dość wcześnie, przez to był rozstawiony jedynie w pierwszej rundzie. Tam wicemistrz Polski trafił na zespół z Łotwy. Wygrana 3:0 Valmiera FC, sugeruje, że to był łatwy mecz. To było bardzo wymęczone zwycięstwo, drużyna z Łotwy broniła się cała drużyną po pierwszej połowie wróciły demony z przeszłości. Łotewski mur udało się zburzyć dopiero w 60 minucie, ostatecznie Lech strzelił trzy bramki. Pierwsza runda do jednak był dopiero początek.
Świetna gra w Szwecji i na Cyprze
Tylko w pierwszej rundzie Lech zagrał mecz w Poznaniu, w pozostałych rundach mierzył się na wyjeździe. To jednak mógł być atut, ponieważ mecze odbywały się bez publiczności. W drugiej rundzie czekał Lecha mecz z Hammarby IF. Poznaniacy nigdy nie wygrali w eliminacjach ze szwedzkim rywalem. Zresztą to Szwedzi cieszyli się z losowania. Za to w trzeciej rundzie „Kolejorz” podejmował Apollon Limassol. Lech zagrał w Szwecji i na Cyprze jak nie drużyna z Ekstraklasy. Odważnie grał swoją piłkę, z dużą pewnością siebie, że dane starcie zakończy się wygraną. Piłkarska polska była w szoku, że w końcu jest zespół, który narzuca rywalowi swój styl gry. O ekipie Żurawia mówiło się zeszłym sezonie, że gra ładnie, ale nieefektywnie. Teraz był styl i wyniki. Lech wygrał oba mecze wyjazdowe i miał bilans bramkowy 8:0!
Mecze z Hammarby i Apollonem oglądało się z wielką przyjemnością. Nie było nawet momentu w tych meczach, w których nie wierzyłem w dalszy awans. Przy grze Jakuba Kamińskiego kibice już zapomnieli, że Kamil Jóźwiak został sprzedany. Za to Tymoteusz Puchacz pokazał, że może trafić na Zachód szybciej niż Jakub Moder. Do tego Pedro Tiba potwierdził, że warto było wydać to milion euro, a Dani Ramirez sprawił, że nikt nie tęskni za Darko Jevticiem.
Awans
Royal Charleroi, czyli sensacyjny lider ligi belgijskiej, był ostatnią przeszkodą w drodze do Ligi Europy. Rywal, mimo że nigdy nie występował fazie grupowej, był zdecydowanym faworytem. Lech zagrał jednak tak, jak w całych eliminacjach, czyli bez kompleksów grał swoją piłkę i do przerwy prowadził 2:0 w Belgii. Ostatecznie wygrał 2:1 i wrócił do Europy. Pomimo że rywale zdobyli bramkę i mieli swoje sytuacje, to im dalej w mecz, bliżej było do trzeciej bramki dla Lecha.
Bohaterem spotkania został Filip Bednarek, który przed wszystkim obronił rzut karny na początku drugiej części meczu. Ale miał też kilka innych kluczowych interwencji, szczególnie w drugiej połowie. Wychodzi na to, że problemy z obsadą bramki Lech ma już z głowy. I możliwe, że Filip zostanie bardziej zapamiętany przez kibiców niż jego młodszy brat – Janek.
Z taką grą „Kolejorz” musiał awansować. Polscy wychowankowie podkreślają, że nie boją się nikogo i chcą pokazać, że Ekstraklasa nie jest tak słabą ligą jak wszyscy mówią. Lech to przykład klubu, który pokazuje, że akademia i wychowankowie to podstawa. Teraz też pokazał, że polskie zespoły w Europie nie powinny mieć kompleksów, tylko grać swoją piłkę i może wtedy co roku będziemy mieć choć jedną drużynę w fazie grupowej Ligi Europy.
Podsumowując, brak meczów rewanżowych dobrze wpłynął na grę Polaków. Nie było kalkulacji, od razu „Kolejorz” grał o zwycięstwo, bo było wiadomo, że jest tylko jeden mecz. Lech to pierwsza polska drużyna, która zaczynała zmagania od pierwszej rundy eliminacyjnej i awansowała do fazy grupowej. To naprawdę duży sukces. Benfica Lizbona, Glasgow Rangers oraz Standard Liege, oto rywale „Kolejorza” w fazie grupowej. Z taką grą zespół z Poznania może zrobić wszystko. Zarząd i trenerzy klubu muszą jednak myśleć nie o tym jak wyjść z grupy, tylko – jak co roku grać w europejskich pucharach. Żeby ten awans nie był jednorazowym wyskokiem, a stał się początkiem pewnej serii. Wtedy kto wie – może kiedyś w Poznaniu będzie też Liga Mistrzów. Trzeba się cieszyć się tym sukcesem, ale też myśleć jak go nie zmarnować i powtórzyć.
Pasjonat polskiej piłki
