Obserwuj nas

Minął weekend

Nafciarze jako ostatni tracą miano niepokonanych #MinąłWeekend – 7. kolejka

Wisła Płock doznała pierwszej porażki w sezonie. Carlitos bardzo dobrze wita się z Ekstraklasą. Lech wygrywa pierwszy mecz w sezonie, a wszyscy beniaminkowie z wygraną – to wszystko wydarzyło się w 7. kolejce Ekstraklasy.

Lepiej późno niż wcale

Górnik Zabrze 1:1 Jagiellonia Białystok

Spotkaniem otwierającym tą kolejkę było starcie Górnika Zabrze z Jagiellonią Białystok. Przez pierwsze 20 minut częściej przy piłce utrzymywali się gospodarze. Najbliżej zdobycia bramki był Olkowski, który trafił w słupek. Bezpośrednio po tej akcji bardzo dobrą sytuację miał Bida, ale w sytuacji sam na sam trafił prosto w bramkarza. Przez kolejne 25 minut na boisku wiało nudą. Zabrzanie byli częściej przy piłce, ale wymieniali masę nieproduktywnych podań. Zarówno z jednej jak i z drugiej strony brakowało konkretów. Najciekawiej w pierwszej połowie było w doliczonym czasie gry. Górnicy bardzo dobrze rozegrali rzut rożny, ale koniec końców Jensen nie zdobył bramki z odległości 2 metrów. Jagiellonia wyprowadziła kontratak. Bartosz Bida zagrał mocne prostopadłe podanie do Jesusa Imaza, a Hiszpan strzelił między nogami bramkarza gospodarzy tym samym otwierając wynik meczu. Zachowanie Kevina Brolla w tej sytuacji pozostawiało wiele do życzenia. Pierwsza połowa zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem gości.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563213513190871043?s=20&t=PjAP1rsMuBXufptnNScg4g

Przez pierwszy kwadrans drugich 45 minut Górnik nie wyglądał na drużynę, która mogłaby odrobić wynik. Sytuacja się nagle zmieniła w momencie kiedy to w krótkim momencie Jadze wypadła dwójka stoperów. Zarówno Skrzypczak jak i Pazdan musieli zejść z boiska z powodu kontuzji. Mimo problemów goście dzielnie się trzymali. Do czasu. W 90. minucie gola na wagę punktu strzelił Erik Janza. Słowak pięknym uderzeniem w samo okienko wyrównał wynik starcia. Mimo, że z przebiegu spotkania Górnik kompletnie nie zasłużył na ten remis to finalnie takim właśnie wynikiem zakończyło się to widowisko.

Debiutancki gol Carlitosa

Stal Mielec 0:1 Legia Warszawa

Starciem zamykającym piątkową serię gier był pojedynek Stali Mielec z Legią Warszawa. Pojedynek zapowiadał się ciekawie, ponieważ za równo jedna jaki druga drużyna bardzo dobrze weszła w sezon. Do 26. minuty na boisku na boisku nie działo się nic. Pierwsza poważną akcję stworzyła Legia. Barauskas stracił piłkę tuż przed własnym polem karnym, przejął ją Wszołek, ale strzelił prosto w bramkarza. Najlepszą szansę na strzelenie gola Stal miała w 38. minucie. Lebedyński wrzucił na głowę Hamulicia jednak Bośniak nie trafił czysto w piłkę.

W drugiej połowie nie było wcale lepiej niż w pierwszej. Ofensywę Legionistów rozbudziło dopiero wejście Carlitosa. I to właśnie Hiszpan wyprowadził Wojskowych na prowadzenie. 31-latek dostał podanie od Picha, ograł obrońcę Stali i pewnym strzałem pod poprzeczkę zdobył debiutanckie trafienie w drugiej części jego pobytu w klubie ze stolicy.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563259376441298944?s=20&t=PjAP1rsMuBXufptnNScg4g

Chwilę później mogło być 0:2. Słowak wbiegł w pole karne, zagrał do Jouse, którego strzał został zablokowany, ale fantastyczną okazję na poprawkę miał Rosołek, który jednak nie zdołał z 5. metrów umieścić futbolówki w bramce. Do końca spotkania nic już się nie wydarzyło i Legia po niemrawym meczu mogła sobie dopisać kolejne trzy punkty.

Powrót Świętej Wojny

Radomiak Radom 0:2 Korona Kielce

Ostatni raz Święta Wojna miała miejsce w czerwcu 2021 roku na poziomie pierwszej ligi, gdzie Radomiak wygrał 2:0. Teraz drużyny spotkały się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Gospodarze po zaliczeniu serii trzech zwycięstw nieoczekiwanie znaleźli się na pozycji wicelidera Ekstraklasy. Dlatego przed własną publicznością radomianie chcieli podtrzymać passę wygranych. Okazja wydawała się znakomita, gdyż do Radomia przyjechał beniaminek z Kielc, który ostatnie dwa spotkania przegrał.

Przez dłuższy czas mecz nie zachwycał. Obu ekipom udawało się dochodzić do sytuacji bramkowych, ale większość z nich nie przekładała się na strzały celne. Dlatego trzeba było liczyć na przebłysk umiejętności, któregoś z piłkarzy. I taki miał Bartosz Śpiączka, który wyprowadził Koronę na prowadzenie w 35. minucie. Nie mógł inaczej zdobyć bramki jak uderzeniem głową, które jest popisowym zagraniem 31-latka. Mimo że Radomiak stwarzał przewagę, to nie przekładał tego na bezpośrednie zagrożenie pod bramką Konrada Forenca.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563486729998319616?s=20&t=FthOscpPA7y03Hip6sfrTQ

W drugiej części spotkania mogliśmy zaobserwować jeszcze większe posiadanie piłki przez radomian, ale wciąż to nie stwarzało gospodarzom szans na wyrównanie stanu gry. Korona liczyła na kontry i błędy Radomiaka. Taki przytrafił się w 83. minucie, kiedy to Dawid Błanik otrzymał niespodziewanie piłkę przed polem karnym. 25-latek nie wahał się i oddał strzał po długim słupku. Z tej sytuacji Radomiak się już nie podniósł.

Jeśli mecz ocenialibyśmy optycznie, to gospodarze powinni chociaż zremisować. Częściej utrzymywali się przy futbolówce, ale to, jak wiemy, nie zawsze zwiastuje bramki. Dlatego Korona wykazała się niezwykłą skutecznością. Na trzy strzały celne dwa okazały się trafieniami. W następnej kolejce Radomiaka czeka prestiżowe starcie z Legią, a i niełatwe zadanie stoi przed kielczanami, którzy na własnym obiekcie podejmą Pogoń.

Pierwsza wygrana miedzianki 

Miedź Legnica 2:1 Lechia Gdańsk

Starcie Miedzi Legnica z Lechią Gdańsk było meczem drużyn, który w tym sezonie szło bardzo słabo. Beniaminek na swoim koncie zgromadził zaledwie punkt, Lechia natomiast tylko trzy więcej. Ku zaskoczeniu wielu kibiców na prowadzenie Miedzianka wyszła już w 5. minucie. Santiago Naveda pięknym, czystym strzałem z woleja pokonał Dusana Kuciaka i mieliśmy wynik 1:0 dla gospodarzy.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563514689887162375?s=20&t=PjAP1rsMuBXufptnNScg4g

Gdańszczanie starali się odwrócić ten wynik, ale szło im to dosyć ślamazarnie. Najlepszą okazję miał Łukasz Zwoliński, ale w tamtej sytuacji interweniował w bardzo dobrym stylu Paweł Lenarcik. W 28. minucie Miedź bardzo mocno skomplikowała sobie ten mecz, a mianowicie Santiago Naveda, który bandyckim faulem potraktował Davida Steca. Sędzia po konsultacji z wozem VAR pokazał Meksykaninowi czerwoną kartkę. Chwilę po tej scysji huknął zza pola karnego Jarosław Kubicki, ale znów fantastyczną paradą popisał się bramkarz gospodarzy. Do przerwy mieliśmy skromne prowadzenie Miedzi.

Tuż po gwizdku rozpoczynającym drugą połowę Miedź podwyższyła swoje prowadzenie. Narsingh wykiwał obronę Lechii, zagrał na klapkę z Kobackim i pewnym strzałem po ziemi umieścił piłkę w bramce Kuciaka. Gdańszczanie nie próżnowali i chwilę po wznowieniu gry ze środka boiska cieszyli się ze zdobycia bramki kontaktowej.  Gajos wykorzystał piękne dośrodkowanie Durmusa. Lechia próbowała jeszcze wyrównać, ale za każdym razem na ich drodze stawał Lenarcik. To głównie dzięki niemu Legniczanie mogli się cieszyć z pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.

Bezlitosna Pogoń

Pogoń Szczecin 3:0 Zagłębie Lubin

Podopieczni Jensa Gustafssona po odpadnięciu z europejskich pucharów bardzo dobrze odnaleźli się w ekstraklasowej rzeczywistości. Nie przegrali od czterech meczów. Z każdym kolejnym spotkaniem Portowcy pokazują, że pod okiem nowego trenera zaczynają grać coraz lepiej, co także udowodnili w spotkaniu z Zagłębiem. Miedziowi starają się dogonić czołówkę, ale taka porażka jak ta przed tygodniem z Radomiakiem uniemożliwia zrealizowanie takiego celu. W starciu przeciwko szczecinianom nie zapowiadało się, że lubinianie powrócą na zwycięski szlak.

Nieoczekiwanie to przyjezdni zaatakowali jako pierwsi. Doskonałe podanie otrzymał Kacper Chodyna, który z trudnej pozycji posłał piłkę tuż obok słupka. Pierwsze ostrzeżenie, jakie otrzymali Portowcy, okazało się na ten moment jedynym. Pogoń po 20. minucie gry zagrała bardzo odważnie i postraszyła rywala. Najpierw strzał Jeana Carolsa został obroniony przez Kacpra Bieszczada. Następnie Mateusz Łęgowski wykorzystał bierność obrońców Zagłębia i uderzył piłkę, którą bardzo dobrze wybronił bramkarz przyjezdnych. Minutę później golkiper Miedziowych skapitulował po fantastycznym strzale Damiana Dąbrowskiego. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Po intensywnych 5 minutach ten gol należał się Pogoni. Zagłębie próbowało atakować, ale tylko jeden poważniejszy strzał Rafała Adamskiego to zdecydowanie za mało, aby zagrozić Dantemu Stipicy.

Po przerwie Piotr Stokowiec próbował coś zmienić, dlatego na plac gry powędrowali Koki Hinoki oraz Damjan Bohar. Jednak to nie przełożyło się na rezultat bramkowy Zagłębia. Portowcy pewni siebie między 62.; a 64. minutą rozstrzygnęli losy spotkania. Bramki Kamila Grosickiego oraz Pontusa Almqvista pozbawiły ostatnich nadziei na wywalczenie choćby punktu przez gości. Najpierw Szwed zaliczył piękną asystę przy golu Grosickiego, a chwilę później sam cieszył się ze zdobytej bramki.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563574276132708352?s=20&t=FthOscpPA7y03Hip6sfrTQ

Pogoń kontrolowała mecz. Pewnie kontrowała Zagłębie, które starało się gonić wynik. Jednak lubinianie zawodzą w defensywie. Pozostawiają zbyt wiele wolnej przestrzeni swoim rywalom, dzięki temu przeciwnicy mają więcej swobody przy oddawaniu strzałów. Portowcy  zdecydowanie rozkręcają się, ale teraz czeka ich trudny czas. Już w środę zagrają zaległe spotkanie przeciwko Rakowowi, a w weekend pojadą na spotkanie do Kielc.

Widzew znalazł sposób na Nafciarzy

Widzew Łódź 2:1 Wisła Płock

Emocjonujące spotkanie w Sercu Łodzi przyniosło nieoczekiwany rezultat. Wisła przegrała pierwszy mecz w sezonie, dzięki czemu Widzew mógł cieszyć się z pierwszej wygranej na własnym terenie. Relacja z meczu prosto ze stadionu przy Piłsudskiego dostępna tutaj.

Determinacja zwyciężyła

Cracovia 0:2 Warta Poznań

Pasy przeżywają kryzys. Po błyskotliwych wygranych w pierwszych trzech meczach sezonu nie ma już śladu. W ostatnich trzech spotkaniach zdołali zdobyć tylko jeden punkt. Warta Poznań chciała to wykorzystać. Po bardzo słabym meczu z Widzewem poznaniacy w Krakowie musieli zagrać o wiele lepiej, jeśli chcieli pomarzyć o jakichkolwiek punktach.

Od początku spotkania Cracovia przejawiała większą ochotę do gry i posiadania piłki. Zobaczyliśmy takie wydanie Warty, które jest doskonale znane kibicom ekstraklasy. Mowa tu o dobrej grze defensywnej i liczeniu na kontrę. W 20. minucie piłkarz Cracovii Patryk Makuch był sam na sam z Adrianem Lisem. Na nieszczęście Makucha, lepszy w tym starciu okazał się golkiper Warty. Gospodarze mieli mecz pod kontrolą, ale nie potrafili wypracować akcji, która dałaby prowadzeniem Pasom. Nieoczekiwanie w 33. minucie goście mogliby jako pierwsi trafić do bramki przeciwnika. Po strzale Roberta Ivanova sprzed karnego piłka powędrowała za plecy Karola Niemczyckiego, odbiła się od poprzeczki. Szansę na dobitkę miał jeszcze Adam Zrelak, ale przestrzelił.

Mimo że Cracovia przeważała, to w pierwszej połowie Warta była bliżej trafienia. W drugiej połówce rolę się odwróciły. Gra się wyrównała, a goście oddali 5 strzałów na bramkę przeciwnika przy zerowym dorobku Pasów. W końcowych minutach Warta była zdecydowanie aktywniejsza. Widać było po ich grze, że taki wynik ich nie zadowala. To przyniosło zamierzony efekt. W 87. Minucie Mateusz Kupczak dośrodkował w pole karne, a tam idealnie odnalazł się Adam Zrelak, rehabilitując się tym samym za zmarnowaną sytuację z 33. minuty. W ostatniej akcji meczu Karol Niemczycki powędrował przed pole karne przeciwnika. Obrońca Cracovii Florian Loshaj stracił piłkę, a Dawid Szymonowicz nie miał żadnych problemów ze strzeleniem gola do pustej bramki.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1563872926566334466?s=20&t=FthOscpPA7y03Hip6sfrTQ

Pierwsza połowa nie wskazywała na to, że Warta może zdobyć komplet punktów. Trzeba przyznać, że determinacja po stronie Warciarzy była niezwykle ogromna, zwłaszcza w ostatnich 15 minutach spotkania, dzięki czemu zostali wynagrodzeni zwycięstwem. A licznik Cracovii meczów bez zwycięstwa wzrasta do czterech spotkań.

Rozzłoszczony rakowski walec

Śląsk Wrocław 1:4 Raków Częstochowa

Raków po emocjonującym meczu w czwartkowy wieczór musiał pożegnać się z europejskimi pucharami. Rozczarowanie w Częstochowie jest ogromne wynikiem rywalizacji ze Slavią Praga. Można rzec, że nie wygrał zespół lepszy. Jednak to już przeszłość. Teraz podopieczni Marka Papszuna chcą powetować to niepowodzenie w rozgrywkach krajowych. Mistrzostwo Polski niewątpliwie byłoby doskonałą nagrodą. Rywalem gości był Śląsk, który ostatnich meczów nie może zaliczyć do udanych.

Przebieg całego spotkania był rozgrywany pod dyktando częstochowian. Ilość kreowanych sytuacji przez Raków nie pozwalała wrocławianom rozwinąć skrzydeł. W 14. minucie niewątpliwą przewagę przyjezdnych potwierdził gol Fabiana Piaseckiego byłego zawodnika Śląska. Po obronie Michała Szromnika Piasecki został bez krycia, dzięki czemu ze spokojem wykończył akcję. W pierwszej połowie poprzeczkę gospodarzy obił Vladyslav Kochergin. Jednak przewaga przyjezdnych mogła zostać szybko zniwelowana w doliczonym czasie gry, gdzie zza pola karnego jak z armaty uderzył Erik Exposito. Piłka na szczęście częstochowian poleciała obok słupka.

Po przerwie obraz gry nie zmienił się. W 47. minucie Kochergin podwyższył prowadzenie. Po rzucie rożnym Ukrainiec nie był pilnowany na 16. metrze. Chwila zawahania nastąpiła 7 minut później. We własnym polu karnym Vladan Kovacevic sfaulował Exposito. Po analizie VAR arbiter podyktował rzut karny. Hiszpan pewnie wykorzystał jedenastkę. Jednak był to mały wypadek przy pracy, który nie wpłynął na funkcjonowanie częstochowskiej maszyny. Na listę strzelców wpisał się jeszcze Bartosz Nowak oraz Mateusz Wdowiak. Przy bramce Wdowiaka trzeba zwrócić uwagę na Szymona Czyża, który popisał się fenomenalną asystą.

Ostatecznie Raków wygrał 4:1. Śląsk tylko się bronił i próbował szukać swoich szans po przechwytach. To jednak się nie udawało. Za to podopieczni Marka Papszuna udowadniają, że są głównymi faworytami do zdobycia mistrzowskiego tytułu.

Mistrz Polski z pierwszym zwycięstwem

Lech Poznań 1:0 Piast Gliwice

Spotkaniem zamykającym 7. kolejkę Ekstraklasy był pojedynek Lecha Poznań z Piastem Gliwice. Lechici w tym meczu absolutnie zdominowali Gliwiczan i po bardzo dobrym meczu wygrali 1:0. Więcej o tym spotkaniu tutaj.

Terminarz 8. kolejki oraz meczów zaległych:

Autorzy:

Mateusz Adamczyk

Adam Kowalewicz

1 Comment

1 Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Minął weekend