Obserwuj nas

1. liga

#WERaport – 10.03.24 – Ależ to będzie walka o mistrzostwo

Czy Wy też, gdy byliście mali i jechaliście samochodem w trakcie deszczu, to oglądaliście wyścigi dwóch spływających po szybie kropelek wody? Już teraz śmiało mogę stwierdzić, że takie rywalizacje są o wiele ciekawsze, niż walka o mistrzostwo Polski w tym sezonie. W piątek Jagiellonia pokonała Śląsk, w sobotę Lech i Raków zremisowali, a w niedzielę mecze rozgrywali Pogoń i Legia. Pierwsi zmierzyli się z Zagłębiem Lubin, a drudzy z Widzewem. Po krótce wspomnimy również o sytuacji na zapleczu Ekstraklasy oraz o pojedynku Stali z Ruchem.

A szkoda gadać…

Gdy Widzew w doliczonym czasie drugiej połowy zdobył bramkę na wagę zwycięstwa z Legią Warszawa, to zrobiłem się ciekaw, jak głośno było w tym momencie w domu Wojciecha Hadaja. Raczej zdecydowana większość kojarzy jego postać, a jeśli nie, to wystarczy obejrzeć pierwszą lepszą kompilację z jego udziałem na kanale YouTube Weszło. No dobra, ale nie o Hadaju teraz, a o Legii, Pogoni i ogólnie całej mistrzowskiej otoczce.

Zacznijmy od Portowców. Do Szczecina przyjechało Zagłębie Lubin. Miedzowi zajmują miejsce w środkowej części tabeli. Większość zatem stawiała na wygraną Pogoni. Strzelanie zaczęło się w 21. minucie. Do rzutu karnego podszedł Kacper Chodyna i zamienił go na gola. Gospodarze mieli szansę na odpowiedź dziesięć minut później, również za pośrednictwem jedenastki. Wykonywał ją Kamil Grosicki, więc co mogło pójść nie tak? Plany gwiazdy ligi pokrzyżował Sokratis Dioudis, który wybronił strzał. Do przerwy więc Zagłębie niespodziewanie prowadziło. Nie zmieniło się to w drugiej połowie. Pod koniec meczu gwóźdź do trumny Pogoni wbił Dawid Kurminowski, podwyższając wynik na 2:0 dla Zagłębia.

Na zakończenie weekendu dostaliśmy ligowy klasyk. Godzina 17:30, blisko 17 500 kibiców zebranych w Sercu Łodzi, a na boisku Widzew kontra Legia. No, dla fana Ekstraklasy mecz idealny. Pierwsza połowa nie zachwyciła, ale też nie zawiodła. Nie padły żadne bramki, chociaż mogły. Do siatki trafił Morishita, ale wpierw znalazł się na pozycji spalonej, co poskutkowało nieuznaniem gola. Przez zdecydowaną większość drugiej części meczu trafień nie ujrzeliśmy. Poczekać musieliśmy aż do doliczonego czasu gry. Wówczas w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie znalazł się Fran Alvarez, który uderzył bezpańską w polu karnym piłkę i trafił do siatki. Widzew nie tylko upolował trzy punkty w klasyku. To był pierwszy raz od 24 lat, kiedy pokonał warszawską Legię.

Jedyna drużyna z czołówki, która w minionej kolejce wygrała mecz, to Jagiellonia Białystok. W środku tygodnia zaległe spotkanie rozgrywa Raków Częstochowa. Jeżeli Medaliki wygrają, to wskoczą na podium, ale nie uczyni to walki o mistrza ciekawszą. Jeżeli ta „walka” będzie toczyć się w ten sposób do samego końca, to zagraniczne drużyny mogą błagać o polski zespół na drodze eliminacji do europejskich pucharów.

Ciekawiej na zapleczu

Inaczej sprawa ma się w przypadku Fortuna 1 Ligi, jeśli mówimy o wyścigu po awans. W tym tygodniu większość zespołów z czołówki, owszem, zremisowała, ale pozwoliło to chociażby na zmianę lidera. Co prawda został on w Trójmieście, ale zamienił Gdynię na Gdańsk. W hicie kolejki gdynianie zremisowali z Wisłą Kraków, co dla grającej w niedzielę Lechii było idealną okazją. Biało-Zieloni upierają się, że nie patrzą na tabelę i chcą grać swoje, ale z pewnością sama świadomość bycia liderem to ogromna motywacja dla drużyny. Aktualnie zatem dwa pierwsze miejsca zajmują trójmiejskie kluby. Trzecie należy do GKS-u Tychy, czwarte – do Motoru Lublin, a piąte i szóste do kolejno: Wisły Kraków i GKS-u Katowice.

Więcej o starciu Lechii Gdańsk z Podbeskidziem Bielsko-Biała z perspektywy Biało-Zielonych pisaliśmy (TUTAJ)!

Różnice punktowe nie są zbyt wysokie, a sama forma drużyn także nie jest zła. Jeżeli ktoś zechciałby obejrzeć ciekawą walkę o pierwsze miejsce w lidze do samego końca, to tym razem zaleca się odpalić Polsat Sport, zamiast Canal+. Czy to dobrze? To pozostawiam już do indywidualnej oceny.

Bez niespodzianek w Mielcu

Dzień przed meczem Stali Mielec z Ruchem Chorzów ekstraklasowy świat obiegła informacja, że zawirusowany Ruch nie zabrał ze sobą wielu zawodników na Podkarpacie. Spodziewaliśmy się i tak o wiele gorszej wyjściowej jedenastki Niebieskich, niż tej, którą ostatecznie wytypował Janusz Niedźwiedź. Zabrakło m.in. Miłosza Kozaka, Adama Vlkanovy, Macieja Sadloka, Patryka Sikory, Roberta Dadoka czy Patryka Stępińskiego, ale wciąż wystąpili Daniel Szczepan czy Dante Stipica.

Dwie bramki padły już w przeciągu pierwszych trzydziestu minut. Autorem jednej z nich był Ilja Szkuryn, a drugą zdobył Matthew Guillaumier. W 58. minucie Maltańczyk zanotował dublet, dając Stali trzybramkową przewagę. Ruch próbował coś zdziałać, również strzelając kilka minut po golu pomocnika mielczan, ale goście nie poszli za ciosem. Na listę strzelców wpisał się wtedy Josema. Więcej bramek w późniejszym czasie już nie obejrzeliśmy. Stal bez zaskoczenia zgarnęła kolejne, zasłużone punkty.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej 1. liga