Obserwuj nas

Felietony

Co w Lechu nie gra? Analiza obecnej sytuacji Kolejorza

Lech Poznań w niedzielę przegrał na własnym stadionie z Rakowem Częstochowa czym znacząco skomplikował sobie zdobycie mistrzostwa. Po meczu kibice i „eksperci” wylali wiadro pomyj, a to na trenera, a to na zarząd bądź piłkarzy. Chciałbym te myśli uporządkować i w pewien sposób odnieść się do sytuacji panującej w Poznaniu.

Wina trenera, a może jednak zarządu?

Osoba, która najczęściej zostaje obwiniana za aktualny stan rzeczy to trener Lecha, John van den Brom. Prawdę mówiąc te głosy są dla mnie absurdalne. Ludzie, którzy to piszą chyba nie pamiętają tego, co się działo ostatnimi czasy, kiedy Kolejorz grał w europejskich pucharach. I chyba nie pamiętają też tego, co jeszcze niedawno sami pisali o Holendrze. Jak już się pisze, że się wierzy w kogoś, to powinno się być z nim do końca. Nie zmieniać front przy pierwszej lepszej okazji, żeby zebrać parę lajków.

Osobiście uważam, że głównym winowajcą tego stanu rzeczy (po raz kolejny) jest zarząd na czele z dyrektorem sportowym, Tomaszem Rząsą. Nie sprowadzenie Kownackiego ani Kądziora to istna kpina. Na dodatek bez konsultacji z nowym trenerem wzięli Artura Rudko, żeby przyoszczędzić. To jest niezrozumiałe, ponieważ w ostatnich latach Lech sprzedał wychowanków za kilkadziesiąt milionów euro. A przecież ten sam Rudko zawalił Lechowi Puchar Polski i kwalifikacje do Ligi Mistrzów. W innym klubie dyrektor sportowy za takie okienko zostałby wyrzucony z hukiem. W  Poznaniu jednak minimalizm Rząsy pasuje reszcie zarządu. Przez takie zachowania Kolejorz zmarnował fenomenalną okazję do odjechania reszcie ligi.

Niestety dla kibiców z Wielkopolski jest jak jest. Moim zdaniem  zachowania zarządu to brak szacunku dla fanów. Co okienko mówione jest, że działacze wydadzą dużo pieniędzy na zawodników i nie pożałują grosza. A później widzimy jak to wygląda. Jednak z drugiej strony jak rządzący mają mieć szacunek do fanów, skoro oni sami o takowy nie walczą. Mija dziesiąty rok prezesury Karola Klimczaka, a jedyny raz kiedy to kibice powalczyli o szacunek to początek zeszłego sezonu, kiedy to najzagorzalsza grupa kibiców zarządziła bojkot meczów domowych. Warto jednak dodać, że już po paru kolejkach został on przerwany.

 

Uzasadnione rotacje

Najbardziej jałową dyskusją dla mnie jest rozważanie dlaczego wchodzi Marchwiński bądź Velde. A kim van den Brom ma grać? Dostał kadrę jaką dostał i szyje z tego co ma. Idealnym wykazem pracy Tomasza Rząsy i szerokości kadry jest fakt jakie zmiany mogli przeprowadzić szkoleniowcy. Papszun wpuścił Piaseckiego, Petraska i Wdowiaka, a Laandzat – Marchwińskiego i Sobiecha. Tylko tyle i aż tyle.

Budowanie zawodników

W pracy Holendra najbardziej podoba mi się budowanie zawodników. Po części jest on do tego zmuszony z racji na ilość spotkań, ale i tak warto to docenić. Zbudował on Michała Skórasia, który w roli wahadłowego w niedzielnym meczu zaprezentował się bardzo dobrze. Mimo krytyki kibiców konsekwentnie stawia na Filipa Szymczaka i mu się to opłaca. Filip miał kluczowy udział przy bramkach zdobytych w Wiedniu i Beer Szewie. Oczywiście popełnił on karygodny przy straconym golu z Rakowem, ale takie błędy będą się zdarzać, ponieważ jest to młody chłopak rzucony na bardzo głęboką wodę. Trener odgruzował Alana Czerwińskiego, który przez całą rundę wiosenną pełnił marginalną rolę za kadencji Macieja Skorży. Jakkolwiek wykorzystał wątpliwy potencjał Kristoffera Velde. Ogólnie w jego pracy widzę więcej wątków pozytywnych niż negatywnych. I nie rozumiem też ciągłego porównywania Lecha z tego sezonu do tego zeszłorocznego. To była inna drużyna, z innym trenerem, a przede wszystkim grająca co tydzień, a nie co trzy dni.

Elastyczność taktyczna

Warto również w pracy van den  Broma docenić elastyczność taktyczną. Nie ustawia on zespołu tylko w 4-2-3-1, szuka też innych rozwiązań. W europejskich pucharach dwukrotnie próbował zaskoczyć rywali bardziej zagęszczonym środkiem pola. W meczu z Rakowem wybrał wariant z wahadłowymi co znacząco przyhamowało siłę ofensywną częstochowian. Przecież poza stałymi fragmentami gry nie widzieliśmy jakiś bardzo składnych akcji w ich wykonaniu. Patrząc jak to wyglądało w ostatnich latach to taka elastyczność jest warta uwagi.                                                                   

Dajmy czas

Podsumowując, uważam, że trzeba dać Holendrowi czas. Moim zdaniem przynajmniej do końca sezonu powinien on piastować stanowisko trenera. No chyba, że Lech popadłby w jakiś niesamowity kryzys, ale według mnie szansa, że tak się stanie jest bardzo mała. Najłatwiej jest zwolnić szkoleniowca, a jak wspominałem – to nie on w Poznaniu jest największym problemem tylko zarząd.

Fot. Adam Piechowiak

Pasjonat polskiej piłki nożnej, fan talentu Michała Skórasia.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Felietony